Ćwiczenia "Zapad-21". Na wojnę z Rosją jeszcze za wcześnie?
  • Grzegorz JaniszewskiAutor:Grzegorz Janiszewski

Ćwiczenia "Zapad-21". Na wojnę z Rosją jeszcze za wcześnie?

Dodano: 
Aleksandr Łukaszenka i Władimir Putin
Aleksandr Łukaszenka i Władimir Putin Źródło:PAP/EPA / KIRILL KUDRYAVTSEV / POOL
Rosyjsko – białoruskie ćwiczenia „Zapad” od lat spędzają sen z powiek politykom i wojskowym z państw NATO. W tym roku, już na kilku miesięcy przed planowanym na wrzesień terminem ćwiczeń, ich nazwa zaczęła się pojawiać nie tylko w publikacjach branżowych, ale również na popularnych portalach informacyjnych i okładkach tygodników, strasząc czytelników gotowymi do ataku rosyjskimi czołgami i śmigłowcami . Czy jednak jest się czego bać?

Strategiczne ćwiczenia dowódczo-sztabowe z użyciem wojsk "Zapad" odbywają się od kilkunastu lat pod koniec lata, w cyklu czteroletnim, przeplatane ćwiczeniami "Centr", "Kaukaz" i "Wostok". Zadaniem wszystkich jest sprawdzenie – przynajmniej w teorii – gotowości bojowej poszczególnych okręgów wojskowych rosyjskich sił zbrojnych.

"Zapad", w którym zwykle oficjalnie uczestniczy ok. 10 tys. żołnierzy, z pozoru jest ćwiczeniem w skali mikro. Przynajmniej w porównaniu do innych manewrów rosyjskiej armii, w których brało ich udział nawet ponad 100 tys.

Są jednak inne powody, dla których każdorazowo ćwiczenia te elektryzują państwa wschodniej flanki NATO i dowództwo Sojuszu. Przede wszystkim część przedsięwzięć prowadzonych jest zaledwie kilkanaście kilometrów od polskich i litewskich granic. Towarzyszy temu przemieszczanie w ich kierunku rosyjskich i białoruskich pododdziałów. Zarówno rosyjska agresja na Gruzję w 2008, jak i na Ukrainę w 2014 roku poprzedzone były ćwiczeniami wojsk, służącymi ich przygotowaniu i zamaskowaniu prowadzonej koncentracji. Zwykle też scenariusz ćwiczenia - chociaż oficjalnie defensywny - zakłada pełnoskalowy atak na zachodnich sąsiadów. Ćwiczenia w 2017 r. zakończyły się np. symulowanym atakiem rakietowym z użyciem ładunków jądrowych na przeciwnika – w domyśle jedno z państw należących do NATO.

W tym roku, w głównej fazie ćwiczeń rozgrywanej od 10 do 16 września na białoruskich poligonach - Obóz-Lesnowski, Domanowski, Brzeski i Różański uczestniczyć będzie oficjalnie około 13 tys. żołnierzy, w tym zaledwie ok. 2,5 tys. Rosjan. Gdyby było ich więcej, organizatorzy musieliby zaprosić obserwatorów z OBWE, z czego pewnie skwapliwie skorzystałyby państwa NATO. W ćwiczeniach, na 9 poligonach na terytorium Rosji (w tym w Obwodzie Kaliningradzkim), ma wziąć udział 760 jednostek sprzętu wojskowego, w tym 290 czołgów, 240 jednostek artylerii lufowej i 15 okrętów oraz 80 samolotów i śmigłowców. Na Białorusi ma to być 30 samolotów i śmigłowców oraz 350 jednostek ciężkiego sprzętu.

Jednak faktyczne siły biorące udział w „Zapadzie” i innych, powiązanych z nim ćwiczeniach mogą osiągnąć liczbę nawet 200 tys. żołnierzy. Przede wszystkim z najsilniejszego i najlepiej wyposażonego Zachodniego Okręgu Wojskowego Sił Zbrojnych Rosji, ale i z Centralnego – zgrupowane w kwietniu br. przy granicy z Ukrainą, i z Floty Północnej. Sprawia to, że tak naprawdę rosyjska armia ćwiczy prowadzenie pełnoskalowej operacji od Arktyki do Morza Czarnego, a „Zapad” w tym roku będzie największym ćwiczeniem z wojskami w Europie od 40 lat.

Odeprzeć agresora z NATO, czy zaatakować?

Scenariusz ćwiczeń opracowany został wspólnie przez rosyjskie i białoruskie sztaby generalne. Odpowiada on z grubsza obecnej sytuacji w Europie Śr. - Wsch. Oczywiście tak, jak ją widzą białoruscy i rosyjscy stratedzy. Agresorem jest koalicja państw zachodnich - „Niaris” (ros. Wilia), "Pomorza" i "Republiki Polarnej". Głównym zagrożeniem ma być „Republika Polarna”, czyli prawdopodobnie Polska.

Mniejsza o kryptonimy, które zawsze w tego rodzaju ćwiczeniach są mniej lub bardziej umowne. W każdym razie koalicja ta dąży do destabilizacji sytuacji i zmiany władzy w "Republice Polesia", pozostającej w związku z "Federacją Centralną". Jest to oczywiście czytelne nawiązanie do Państwa Związkowego Rosji i Białorusi.

Zachodni koalicjanci nie zdołali wywołać wojny domowej u wschodniego sąsiada, wobec czego rozpoczęli działania zbrojne. W odpowiedzi "Federacja Centralna" wspiera swojego sojusznika, „wspólnie odpierając agresję przy użyciu środków dostosowanych do poziomu zagrożenia ze strony przeciwnika i pozwalających na zakończenie walk na własnych warunkach”.

Scenariusz ćwiczeń zakłada stopniowanie reakcji na zagrożenia. Od lokalnych, będących częścią działań hybrydowych, przez odpowiedź na próby destabilizacji sytuacji wewnętrznej, aż po pełnoskalową operację ofensywną, będącą odpowiedzią na zewnętrzny atak. Może więc doskonale służyć przećwiczeniu ataku na zachodnich sąsiadów, należących do NATO.

Pokaz siły

Seria ćwiczeń i sprawdzianów przygotowawczych do nich trwa już od kilku miesięcy. Pierwszy pociąg z żołnierzami z Rosji dotarł do Brześcia 22 lipca i tradycyjnie został powitany chlebem i solą przez Białorusinki w strojach ludowych. Jednym z głównych celów "Zapadu" jest właśnie pokazanie możliwości szybkiego przerzucania z Rosji na Białoruś dużych ilości sprzętu wojskowego i żołnierzy. Bynajmniej jednak nie jest to robione w tajemnicy. Media społecznościowe i portale internetowe pełne są zdjęć i filmików, pokazujących eszelony załadowane czołgami, transporterami i innym wojskowym sprzętem, zmierzającym ku polskiej granicy.

Zgodnie z zapowiedziami rosyjskiego ministerstwa obrony, w ćwiczeniach mają uczestniczyć doborowe jednostki Zachodniego Okręgu Wojskowego w tym 1. Gwardyjska Armia Pancerna. Jednak ze względu na ograniczenie ilości żołnierzy, na Białorusi spodziewać się należy nawet nie batalionów, ale raczej kompanii."Zapad" ma służyć przede wszystkim doskonaleniu współdziałania z siłami białoruskimi w szybkim przerzucie wojsk w kierunku zachodnim, możliwości szybkiego przejścia do działań zaczepnych i sprawdzenie możliwości logistycznego zabezpieczenia takich działań na terytorium Białorusi.

Oczywiście, w czasie głównej fazy ćwiczeń można spodziewać się licznych relacji pokazujących rosyjskie śmigłowce uderzeniowe, towarzyszące czołgom w błyskawicznych atakach, przełamujących obronę przeciwnika i sznurów spadochroniarzy, desantujących się z samolotów za liniami wroga.

Są one również okazją do sprawdzenia skuteczności pododdziałów zajmujących się rozpoznaniem i walką radioelektroniczną, oddziałów specjalnych i lotnictwa. Testowane jest również działanie struktur państwowych w zakresie funkcjonowania w warunkach konfliktu zbrojnego. Już na przełomie czerwca i lipca sprawdzano na przykład skutki odcięcia Rosji od Internetu. Ćwiczyć będą również rosyjskie wojska wewnętrzne – Rosgwardia,i białoruskie wojska obrony terytorialnej.

NATO odpowiada po cichu

Główne ćwiczenia NATO w tym roku "Defender-21", prowadzone były na południu Europy, z dala od granic Białorusi i Rosji. Odpowiedzią Sojuszu na "Zapad -21", są nienagłaśniane zbytnio ćwiczenia "Namejs -21" i "Silver Arrow-21". W pierwszym, prowadzonym od końca sierpnia do początku października na Łotwie bierze udział około 9 tys. żołnierzy z Polski, Litwy, Estonii, Norwegii i Holandii. Będą ćwiczyć przeciwdziałanie zagrożeniom hybrydowym, a w drugiej fazie również odpieranie ataku konwencjonalnego. W drugim, mającym na celu sprawdzenie gotowości NATO do obrony wschodniej flanki weźmie udział ok. 3 tys. żołnierzy.

Media na Białorusi i w Rosji zarzuciły już, że ćwiczenia są niebezpieczną prowokacją, przeprowadzaną celowo w pobliżu miejsc, w których odbędzie się "Zapad". Reakcja NATO, zgodnie z przyjętą wcześniej strategią będzie wyważona i zmierzająca do deeskalacji. Sojusz oczywiście uważnie obserwuje rosyjsko - białoruskie ćwiczenia. Na razie jednak ogranicza się do wezwania Rosji i Białorusi do "działania w sposób przewidywalny i przejrzysty, zgodnie z ich zobowiązaniami międzynarodowymi". Pojawiły się również przecieki z kwatery głównej NATO, że w tym roku ma dojść do przekroczenia litewskiej granicy przez "zabłąkany" białoruski pododdział. Wydaje się, że reakcja Sojuszu na takie zdarzenia będzie miała podstawowe znaczenie dla wyboru rodzaju i intensywności dalszych agresywnych działań podejmowanych przez Rosję i Białoruś.

Kroki w stronę wojny?

Ćwiczenia "Zapad-21" z pewnością zakończą się - jak zwykle zresztą - zdecydowanym zwycięstwem sił zbrojnych Państwa Związkowego nad umownym przeciwnikiem. W tym roku nabierają one jednak szczególnego znaczenia.

Ambiwalentne amerykańskie deklaracje w stosunku do Europy Środkowo - Wschodniej i zgoda na dokończenie budowy rurociągu Nord Stream 2 w obliczu coraz ostrzejszych deklaracji Moskwy w stosunku do Kijowa, wzmogły niepewność i nastroje zagrożenia rosyjską agresją w tej części świata. Chaotyczna rejterada Amerykanów z Afganistanu daje również szansę na przejęcie przez Rosję i Chiny inicjatywy w wojnie informacyjnej.

Nastrój wyczuł również Alaksandr Łukaszenka, rozpoczynając planowaną od lat operację "Śluza", czyli zorganizowany przez białoruskie służby przerzut emigrantów z państw Afryki i Bliskiego Wschodu na Litwę i do Polski. Napięta sytuacja na granicy traktowana jest przez niektórych publicystów i analityków jako element wojny hybrydowej, mający destabilizować sytuację, przed rozpoczęciem działań zbrojnych.

Dodatkowo, w okolicach Grodna powstaje rosyjsko - białoruski ośrodek szkoleniowy obrony powietrznej, który może łatwo stać się rosyjską bazą wojskową. Przybyły tam właśnie rosyjskie zestawy rakiet S-400, a na lotnisko w Baranowiczach samoloty Su-30 SM. Już pod koniec lipca br. Łukaszenka stwierdził, że jeśli uzna to za konieczne, wyrazi zgodę na rozmieszczenie na terytorium Białorusi rosyjskich jednostek wojskowych, od czego do tej pory stanowczo się odżegnywał. Rosja z kolei na wrzesień zapowiedziała nieplanowaną wcześniej mobilizację 50 tys. rezerwistów. Stała obecność rosyjskich wojsk na terytorium Białorusi, tudzież powstanie tam rosyjskich baz materiałowo - technicznych byłoby niezbędnym krokiem przed skutecznym atakiem na wschodnią flankę NATO.

Na razie najważniejsza jest propaganda

Nigdy chyba jeszcze ćwiczenia "Zapad" nie spotkały się z takim odzewem, i nie były tak jednoznacznie kojarzone z możliwością rozpoczęcia realnych działań zbrojnych przez Rosję. O "Zapadzie" można dzisiaj usłyszeć robiąc zakupy w polskim sklepie spożywczym albo naprawiając samochód w warsztacie. Donoszą o nich nawet popularne portale internetowe, zwykle niezajmujące się taką tematyką. Wpisując kryptonim ćwiczeń w wyszukiwarkę internetową, od razu pojawia się skojarzenie ze słowem "wojna".

Niewykluczone, że podczas ćwiczeń dojdzie do incydentów granicznych. Wątpliwe jednak, aby brały w nich udział pododdziały rosyjskie. Tą rolę raczej wezmą na siebie specjalne jednostki białoruskie, być może udające pograniczne jednostki FSB. Celem będzie przede wszystkim sprawdzenie reakcji państw NATO. Pełnoskalowa operacja jest jednak teraz mało prawdopodobna. Rosja raczej nie zdecyduje się na konflikt z NATO przed uruchomieniem Nord Stream - 2 i rozwiązaniem problemów z Ukrainą.

Do tego jednak potrzebne jest zastraszenie społeczeństw w państwach na wschodniej flance NATO. I taki jest zapewne główny cel tegorocznych ćwiczeń "Zapad" - oczywiście oprócz stricte wojskowego. Doskonale zresztą wpisujący się w trwającą już wojnę hybrydową Rosji z NATO.

Nie jest przesadą stwierdzenie, że wraz z "Zapadem", w tym roku rosyjskie czołgi wirtualnie trafiły pod polskie, litewskie czy łotewskie strzechy. I to jest bodaj najważniejsze, osiągnięte już zwycięstwo w propagandowej wojnie, której ważną częścią są jesienne manewry.

Czytaj także