Kowidki ratownicze, czyli cytatki. Niech przemówi suweren

Kowidki ratownicze, czyli cytatki. Niech przemówi suweren

Dodano: 
Protest pracowników ochrony zdrowia w tzw. "białym miasteczku" przed siedzibą Kancelarii Prezesa Rady Ministrów
Protest pracowników ochrony zdrowia w tzw. "białym miasteczku" przed siedzibą Kancelarii Prezesa Rady Ministrów Źródło: PAP / Radek Pietruszka
DZIENNIK ZARAZY. Dzień 566. Wpis nr 555. | Dziś to właściwie cytatki, czyli kowidki w formie cytatów. Nazbierało się tego raczej w formie krótkich wypowiedzi, skrótowo i celnie opisujących zdarzenia ostatnich dni. A więc do dzieła.

No oczywiście strajk ratowników to sprawa numer jeden. Widać wiele podejść. Pierwsze – rewolucyjne, Pana Macieja Lisieckiego, że: „Nie wiem, czy dobrze zrozumiałem przesłanie protestujących medyków, ale jeśli nie dostaną tego, czego żądają, nie będzie IV fali?”. Naród liczy na to, że jednak jak zabraknie wdrażaczy po stronie służby zdrowia, to nie będzie kim rozbić IV fale. Moim zdaniem, nawet gdyby tak było, to nie ten adres. Ratownicy medyczni to pierwsza linia, sanitariusze, którzy zbierają ofiary z okopów wojny, w której to dowództwo popełnia błędy. A w tych okopach to woła się „medyk!” a nie… Niedzielski.

Druga postawa odwołuje się do relacji pacjent-służba zdrowia-rząd i proponuje przenieść zwyczaje relacji pacjent-służba zdrowia na relacje służba zdrowia-rząd, tak by obie strony poczuły jak czuje się pacjent, dla dobra którego itd…. Pani Elżbieta pisze: „Medycy chcą pilnie rozmawiać z PMM. Jak ja chciałam rozmawiać z kardiologiem, to dostałam termin za 10 miesięcy”. Ja bym proponował jednak by rząd się umówił z medykami na teleporadę, jak można w ten sposób i zdiagnozować problem, i zalecić remedium, to w ten sam sposób można poradzić sobie i z tą społeczną przypadłością.

Są też niegodne podejrzenia, że to wszystko o kasę, nie zaś o zdrowie nasze. Pan Piotr Dzikorski insynuuje na podstawie rzecz jasna przypadkowej koincydencji: „Proszę Państwa w czerwcu 2021 roku skończyły się „dodatki kowidowe”, dlatego tysiące pielęgniarek, lekarzy i ratowników, z narażeniem życia, wyszło na ulicę bez maseczek, aby dbać o dobro pacjenta”.

Ale są też i wnioski systemowe, nie tylko taktyczne narzekania. Korbel zastanawia się: „Czy podniesienie pensji medykom uzdrowi system? Nie wiem, ale czy przyznanie dodatków covidowych na coś pomogło? Czuliśmy się lepiej zaopiekowani?”. Robert Kwit ma nawet pomysł jak to rozwiązać, nawiązując chyba do ostatniej wypowiedzi Cieciej Osoby w państwie, na temat postulatu drastycznej redukcji liczby szpitali w Polsce. Oto solucja, prosta i zadawalająca wszystkich (oprócz pacjentów, ale tu oni nie są najważniejsi): „Wróci PO do władzy, zlikwiduje 3/4 szpitali, to i problem niedoboru personelu medycznego zniknie. A ci co zostaną będą zarabiać po 100 tysięcy”.

Nie byłbym sobą, gdybym nie nawiązał do… siebie. To znaczy z lubością obserwuję rozwinięcie się tematów, które kiedyś wytropiłem i opisałem. Nie to, że myślę, że znajduję jakiś zakryty temat i rusza za mną tłum followersów. Nie – daje mi jedynie satysfakcję, że jakoś tam wyczuwam tematy, które interesują naród i możemy wespół w zespół dobrze go opukać. Tak samo było z europosłanką SS (Sylwia Spurek), o której pisałem ostatnio w kontekście jej postulatu zakazu wędkowania (idzie jeszcze zakaz jazdy konnej i nowe niespodzianki, tak z jedna na tydzień). Mikołaj „Jaok” Janusz prorokuje, że „następnym krokiem Pani Spurek będzie delegalizacja grzybobrania”. Ja bym się tak nie chwalił swoimi przypuszczeniami, a co najmniej bym o tym szeroko nie pisał. Istnieje w obiegu „zasada Lityńskiego”, jeszcze z komuny, a tu przecież komuna wraca. Zasada mówiła o tym, że żeby nie wymyślać absurdalnych bzdur jakie mogą przyjść do głów lewakom, bo ci to przeczytają, zainspirują się i nieszczęście gotowe. Sadystycznie, ale i obrazowo, sytuację kobiecą p. Spurek Pan Piotr Drzewiński, który pisze: „Najbardziej chciałbym zobaczyć jak dr Spurek radzi sobie z myszami w mieszkaniu”.

A skoro jesteśmy przy lewackiej tematyce, ja jako filolog i językoznawca, nie jestem w stanie przewidzieć bezdroży cechy charakterystycznej tego ideolo. Kombinowania przy języku. Historia to stara jak pomysł budowania nowego na zgliszczach starego, gdzie język jest jednym z elementów konserwujących stary porządek. Trzeba go więc rugować zamieniając znaczenia istniejących pojęć (np. tolerancja), albo wymyślając nowe słowa. To była ulubiona zabawa u nas na filologii rosyjskiej. Pękaliśmy ze śmiechu wraz z native speakerkami, Rosjankami, które za mężami-Polakami uciekły z raju komunizmu do Polski, która była (dla nich) pod tym względem bardziej luzacka. Czego tam nie było: bliźniaki chłopiec i dziewczyna nazwani na cześć rewloucji Riewa (on) i Lucja (ona). Traktor jako imię własne, ale najlepsze w patronimiku powiedzmy syna Iwana: Iwan Traktorowicz Puszkin. Gidraelektrostancja (stacja wodno-elektryczna) jako imię dla dziewczyny, jej zdrobnienia: Gidra, Stancja. Wyobraźcie sobie jak chłopak ją pytał czy – tu imię – mnie kochasz? No boki zrywać. Ale ten nurt idzie dalej, wszak Stalin nie bez kozery językoznawcą był. Dzieś Klara Maria cytuje raport aktywistów z Białowieży: „na miejsce interwencji dotarłem z jedną osobą aktywistyczną. Osoby uchodźcze były przerażone…”.

Obok języka moją pasją są także media. Właściwie w każdym wpisie o tym wspominam, a więc i tego nie mogłem przegapić. Aleksander Twardowski zwraca uwagę na, kiedyś, pewną oczywistość: „Dyskretnie przypomnę, że jeśli jakiegoś dziennikarza cenimy, bo „jest po naszej stronie”, to znaczy, że to nie jest dziennikarz”.. No tak, kiedyś powiedzenie tak o dziennikarzu, że jest nasz, to była obraza. Dziś już to nikogo nie dziwi, nawet dziennikarzy, o których się tak mówi. Kiedy zaczynam się zastanawiać jak to się stało z tą erozją zawodu, a właściwie etosu, dziennikarza, to nie żebym od razu wskazał moment upadku, ale na pewno jednym z etapów tego osuwania się było wystąpienie kiedyś, wtedy premiera Tuska, który swoje wsparcie dla redaktora Tomasza Lisa (tym razem wywalonego z tygodnika „Wprost”) uzewnętrznił tym, że w trakcie wystąpienia postawił sobie na mównicy maskotkę pluszowego liska. Właśnie – maskotkę. Pluszaka władzy.

No i narodowe nasze. Bo to wciąż nie wystarcza zbierania tych subtelności naszej tożsamości, poruszeń zbiorowej duszy Polaków. Ja sobie kolekcjonuje takie wyrafinowane różnice w stosunku do innych narodowości, które da się opisać w jednym skrócie. Dodaję sobie do kolekcji opis Pani Agi Siewiereniuk (Krusyny): „Dla tych wszystkich, którzy mają alergię na Polskę i polskość, przypominam dość znamienny fakt. Polska jest takim krajem, w którym sprzedano kilka milionów kijów baseball’owych i ani jednej piłeczki”.

I na koniec smutne acz znamienne. Dedykuję dla tych, którzy mają usta pełne argumentów o zaborczości i agresji Kościoła katolickiego. Pod rozwagę od Rambo 2, w związku z napaścią i profanacją w kościele w Szczecinie: „W związku z napadem na kościół w Szczecinie i pobiciem księdza przypominam, że jak jakiś psychol wybił szybę w synagodze w Gdańsku to była afera na „pół świata”, a na drugi dzień byli tam przedstawiciele wszystkich religii”.

Jerzy Karwelis

Wszystkie wpisy na moim blogu „Dziennik zarazy”.

Czytaj też:
Fotografia dnia, w którym zaczęto czwartą falę

Źródło: dziennik zarazy
Czytaj także