Zgadywanie czwartej fali

Zgadywanie czwartej fali

Dodano: 
Koronawirus, zdjęcie ilustracyjne
Koronawirus, zdjęcie ilustracyjne Źródło:Pixabay
27 września, dzień 574. Wpis nr 563 | W RMF FM puszczono przeciek, że rząd rozważa już wkrótce powrót do noszenia masek na wolnym powietrzu. Jednocześnie minister zdrowia, pan Niedzielski, zapytany jak będzie w październiku, powiedział, że będzie tak samo.

Większość się ucieszyła, ale to oznacza, że będzie tak jak we wrześniu, czyli – nie wiadomo. No, bo sytuacja jest dynamiczna, a nie jakaś stała, do której można nawiązać w miesiącu następnym. Mamy wzrost zakażeń, pełzający lockdown w szkołach, zaraz dojdą studenty i może się posypać.

Moim zdaniem testują. I to nie kowida, tylko wytrzymałość społeczeństwa. Od pewnego czasu jestem propagatorem tezy, że tu już dawno nie chodzi o dane epidemiologiczne, ale szczepienne. Pierwsze idą nieźle, za to drugie – słabiutko. Najpierw pierwsze. Poziom zakażeń jest stosunkowo niski, to znaczy w porównaniu z poprzednimi okresami rzeczywistych pików, z tym, że chorych na testy. Biorąc pod uwagę zgony, bo na pozytywnych wynikach testów ciężko polegać, to niewiele się dzieje, nawet ze zmarłymi Z kowidem, a nie NA kowida. Ale to nie jest ważne. Dynamika z jednego na dwóch zakażonych to wciąż 100% i można wzmóc wzmożenie jak się chce. Idziemy więc powoli w kierunku Australii czy Nowej Zelandii, które zamykały całe miasta na podstawie 2-3 pozytywnych wyników testów, co dopiero – zgonów.

Jest to wyrazem tzw. religii COVID- Zero, to znaczy, że dopóki będzie z nami choć jeden przypadek, to nie ustaniemy w obostrzeniach. Ma to na celu – niby – wyeliminowanie kowida z planety, ale koronawirusy są, były i będą z nami na zawsze, co przyznały już inne kraje. Z tym, że pogodziły się z tą oczywistością i traktują wirusa jak każdego innego. Co innego kowidianie, czyli wyznawcy wspomnianego gusła. Ta konstatacja prowadzi ich do wniosków odwrotnych. Będziemy walczyć do ostatniego zakażonego, w warunkach koszarowej i wojennej mobilizacji. Pytanie – którą drogą pójdziemy? Na razie wygląda to na slalom węża – od ściany do ściany.

Testowanie społeczeństwa

W tym względzie warto prześledzić narrację władz. O IV fali mówiono już od lipca, nawet podawano jej datę (okolice połowy sierpnia, przed puszczeniem dzieciaków do szkoły). Nie miało to ŻADNYCH podstaw epidemiologicznych, nic nie rosło. Patrzono się na inne kraje i stamtąd wyciągano wybiórcze wnioski, że jak tam, to i u nas. Wybiórcze, bo np. wniosków z kolapsu szczepień w Izraelu nie wyciągnięto i dalej jedziemy. Z tym, że hasło „Ostatnia prosta” zamieniono na wręcz płaczliwe, acz tym razem uniwersalne „Zatrzymajmy kolejną falę”. Myślę, że w międzyczasie testowano społeczeństwo na okoliczność. I testy – nie kowidowe, ale akceptacji wobec spodziewanych obostrzeń – wyszły słabo. Poza tym kasa na tarcze się już przepaliła. I tak dojechaliśmy do jesieni, gdy – moim zdaniem – grypa zrobi swoje i zacznie się sezonowa górka. Wrzutkę z tym, że RMF mówi co innego a minister co innego oceniam jako kolejną próbę wybadania – co kowidowy suweren na to.

Drugi aspekt to aksjomat masowego zaszczepienia. Nawet nie chce mi się wymyślać kombinacji – dlaczego go takiego mamy. Tu są różne teorie, od wpływu Big Farmy na decydentów, aż do rozpaczliwej ucieczki do przodu, by znaleźć jakiś moment graniczny, po którym wrócimy do „nowej normalności”. Ale fakt jest faktem: It is all about vaccine. I tu, jako się rzekło, idzie słabo. Rynek chętnych się nasycił, niedługo rozstrzygnięcie kowidkowej loterii (będzie moja relacja z tej „uroczystości”), jesteśmy przed krytyczną fazą decyzji o trzecim strzale, który unaocznia, że coś jest nie tak i społeczność zaszczepionych pomiędzy drugą a trzecią dawką się może wykruszać. Trzeba więc będzie szukać motywatorów „dobrowolnego przymusu”.

Jego granice są właśnie na skalę światową ćwiczone w Australii. Jak pisałem – trzymajmy za nią kciuki, bo tam się ważą losy świata, w tym nasze. To znaczy, że jak tam pójdą po całości i nic się nie stanie, to znaczy, że „model” się sprawdza. Tamtejszy wicepremier dał nieSzczepanom do 10 października czas na ogarnięcie się. Po tej dacie zostaną oni wyzuci spod prawa, bez szans na pracę, wyjście, nawet na zakupy. Będzie to sprawdzian, nie waham się powiedzieć, dla ludzkości.

Weryfikacja ściemy

A u nas? Jak to u nas. Się zobaczy. Na razie ochotność władz do obostrzeń, w co wierzę usilnie, jest mitygowana zbadanym sprzeciwem społeczeństwa. I może władza woli ten sprzeciw widzieć w badaniach, a nie testować jego prawdziwość na ulicach. Jak pisałem – czwarta fala będzie, bo zrobi ją grypa. Pytanie: jak na to odpowiedzą władze, a jak społeczeństwo. Ja ciągle słyszę zapewnienia, że Polacy się zmaseczkować ponownie nie dadzą. A już to słyszałem po pierwszych odejściach od maseczek, i było jak było. Ale jest jedna prawidłowość – strach, jedyny strażnik zgody na obostrzenia, utrzymywany przez dłuższy okres, powszednieje. Już nie wystarczy wyszukiwanie coraz to bardziej zjadliwych i egzotycznych wariantów wirusa, spektakularne kadry ze szpitali, duszący się aktorzy w spotach. To już było. A jak strach spowszednieje to będą tylko dwa wyjścia: albo uliczny suweren wygoni partyzantów z lasu, albo dojdzie do eskalacji przemocy. Ten drugi scenariusz jest ćwiczony właśnie w Australii.

Niedługo napiszę o tym wpis, bo się zastanawiałem – i doszedłem do ciekawych wniosków – jak radzą sobie z protestami narody, które wierzyły władzy, bo ta nigdy nie zrobiła ich w bambuko a teraz mają pojazdy opancerzone na ulicach, które walczą na pewno nie z wirusem i na pewno nie z kilkoma foliarzami na krzyż. To musi być dla nich trauma. A my mamy odwrotnie: myśmy zawsze walczyli z władzą, nawet naszą, własną. A że teraz jest spokój? Jedni mówią, że jesteśmy już spsiałym narodem, który nie upomni się o swoją wolność, bo dawno już ją sprzedał teraz za ułudę bezpieczeństwa, ale i przed kowidem – za obietnicę konsumpcyjnego raju, zaś politykę sprowadził do emocjonalnych waśni plemion. Drudzy mówią, że to jeszcze nie czas na nas i że polskie władze, które przy tym wszystkim wychodzą i tak na liberalne względem obostrzeń, i tak dają nam fory w niewypowiedzianym pakcie za spokój społeczny.

Może to i prawda, ale szkoda tych, którzy położyli głowę nie przez wirusa, tylko przez fatalne decyzje administracyjne kosztujące nas około 140.000 ponad nadmiarowych zgonów. Pisałem o tym w listopadzie zeszłego roku. To prawie rok czasu i pytanie czy ten scenariusz się powtórzy? Mnie w tym wszystkim właśnie najbardziej smuci nasze drugie miejsce w świecie właśnie w tej „konkurencji”. A tego nie da się już zatuszować testami i zgonami Z i Na kowida. Jak zwykle – śmierć staje się sprawą ostateczną. Groby weryfikują każdą ściemę.

Jerzy Karwelis

Więcej wpisów na blogu Dziennik zarazy.

Czytaj też:
Covidowa dyplomacja
Czytaj też:
Za mundurem naród (z?) sznurem

Źródło: dziennikzarazy.pl
Czytaj także