Nie milkną echa wtorkowego wystąpienia premiera Morawieckiego w Parlamencie Europejskim. Szef polskiego rządu bronił wyroku Trybunału Konstytucyjnego z 7 października, w którym stwierdzono wyższość prawa krajowego nad unijnym w niektórych aspektach.
Morawiecki zaproponował także stworzenie nowej izby Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej, która rozstrzygałaby kwestie kolizji prawa unijnego z krajowym. Pomysł spotkał się jednak z chłodnym przyjęciem eurokratów oraz ekspertów.
Tymczasem z czwartek Parlament Europejski przegłosował wymierzoną w Polskę rezolucję, która wzywa KE do wstrzymania wypłaty unijnych środków dla rządu w Warszawie. Za dokumentem głosowało 502 europosłów, przeciwnych było 153 z nich. Od głosu wstrzymało się 16 polityków.
"Język szantażu"
Zdaniem Szynkowskiego vel Sęka czwartkowa rezolucja nie była niespodzianką, biorąc pod uwagę nastawienie większości europosłów.
– Parlament Europejski zawsze był instytucją, która miała mocny odchył liberalno-lewicowy, w związku z tym nie spodziewałem się z tej strony nagłych, szerokich głosów zrozumienia dla Polski – stwierdził wiceszef MSZ w Polskim radiu 24.
Odnosząc się do ostrej debaty po wystąpieniu Morawieckiego, polityk stwierdził, że była ona przykładem szantażu i braku zrozumienia.
– W PE mieliśmy do czynienia z argumentem siły, z językiem szantażu, braku zrozumienia dla merytorycznych aspektów sporu. (...) Sprawa prymatu prawa krajowego nad unijnym jest bardzo klarowna, jeśli spojrzeć na nią przez pryzmat prawny – powiedział.
– Problem rozszerzania się kompetencji Unii Europejskiej nie jest nowy, nie jest związany tylko z Polską. Jednak po raz pierwszy jest ono wykorzystywane do bezprecedensowego nacisku na kraju. Tu jest ta nowość – dodał Szynkowski vel Sęk.
Czytaj też:
Uzdolniony wiceminister. Tak MSZ uczciło rocznicę śmierci ChopinaCzytaj też:
Szynkowski vel Sęk do Olejnik: Histeria wokół koncesji to była farsa