Podczas ostatniego szczytu Unii Europejskiej premier Mateusz Morawiecki wskazywał, że system ETS jest podatny na spekulacje i destabilizowanie gospodarki oraz wpływa na wzrost inflacji.
– ETS to europejski podatek na energię. Jeśli chcemy zobrazować, jak wpływa on na ceny energii, to wyobraźmy sobie, jakby VAT dziś wynosił 23%, potem 27%, trzy dni później 40%, następnie spadł na 35% i ciągle szedł do góry. Czy przedsiębiorcy i obywatele zaakceptowaliby tak działający podatek VAT? Wątpię. A tak działa właśnie podatek klimatyczny nałożony na energię – ocenia premier Morawiecki.
Timmermans: Cena energii rośnie z powodu cen gazu
Odrębną opinię wyraził wiceprzewodniczący KE Frans Timmermans, który w systemie ETS widzi szansę na szybsze przejście na OZE.
– Rosnące ceny energii są bezpośrednim skutkiem wzrostu cen gazu. A dokładnie: gaz ma osiem razy większy wpływ na ceny energii niż ETS. Ponieważ w Polsce wytwarzaniu energii towarzyszy największy ślad węglowy w Europie, to ten wpływ ETS na ceny będzie wyższy niż w innych państwach, bo w elektrowniach na węgiel ten wpływ jest dwa razy wyższy niż w elektrowniach na gaz – mówi wiceszef KE w rozmowie z dziennikiem ''Rzeczpospolita''.
Dodaje, że system generuje źródła dochodów dla państw członkowskich UE, co pozwala inwestować w OZE.
– W latach 2013–2020 Polska zarobiła na tym 8,5 mld euro. Tylko w tym roku ze sprzedaży certyfikatów na emisję CO2 dostanie ponad 5,5 mld euro. Przecież może użyć tego na inwestycje albo przekazać gospodarstwom domowym, które mają problemy z uregulowaniem rachunków za energię – mówi Timmermans.
Zaznacza, że propozycja Polski dotycząca interwencji KE w przypadku zbyt wysokiej ceny ETS-u ''zabije mechanizm''.
– Jedyną metodą na obniżenie rachunków za energię i zmniejszenia zależności od importu jest przyspieszenie przejścia na źródła odnawialne – twierdzi polityk w rozmowie z ''Rzeczpospolitą''.
Kowalski: Tracimy rocznie ponad 20 mld zł
Innego zdania jest poseł Solidarnej Polski Janusz Kowalski, który w rozmowie z portalem DoRzeczy.pl wyliczył, że Polska traci na systemie ETS ponad 20 mld złotych.
– Mamy w Polsce deficyt dotyczący uprawnień. Jeżeli potrzebujemy w tym roku 170 mln ton uprawnień dla polskiej gospodarki, a mamy 105 mln ton bezpłatnych, w tym tylko 65 mln ton uprawnień, które są dochodem budżetu państwa, to prosty rachunek wskazuje, że 65 mln ton to jest deficyt. Polska traci 65 mln ton uprawnień, które mnożymy przez 80 euro za tonę, co daje nam przy obecnym kursie euro kwotę 24 mld złotych – mówi Janusz Kowalski.
Czytaj też:
''Werbalny atak'' Kaczyńskiego. Niemiecka prasa grzmi o słowach prezesa PiSCzytaj też:
Rzońca: Budżetowy pesymizm UE