Szczyt USA-Rosja, czyli zapach finlandyzacji
  • Ryszard CzarneckiAutor:Ryszard Czarnecki

Szczyt USA-Rosja, czyli zapach finlandyzacji

Dodano: 
Prezydenci Rosji i USA, Władimir Putin i Joe Biden
Prezydenci Rosji i USA, Władimir Putin i Joe Biden Źródło:PAP / Peter Klaunzer
Szczyt USA-Rosja w Genewie trwał wiele godzin, ale tak naprawdę był kolejną odsłoną procesu, który zaczął się… w listopadzie 2020 roku.

Wybory prezydenckie wygrali Demokraci i ich tandem Joseph Robinette Biden i Kamala Devi Harris, a w Moskwie zaświtała nadzieja na zmianę w relacjach z Waszyngtonem.

Ciekawe, że retoryka Donalda Trumpa w kampanii prezydenckiej nie była specjalnie niechętna wobec Kremla, ale praktyka polityczna już na szczęście tak. W przypadku Bidena et consortes – wręcz przeciwnie. Demokraci atakowali republikańskiego prezydenta za rzekomą prorosyjskość, pozycjonowali się jako „jastrzębie” wobec Federacji Rosyjskiej, zapowiadali zaostrzenie kursu po wygranych wyborach. Tymczasem ich polityczna praktyka okazała się niczym z podręcznika o politycznych łgarstwach - całkowicie odwrotna. Ubiegłoroczny szczyt w Genewie, a potem kolejne dwie długie rozmowy telefoniczne, w tym ostatnia w zeszłym roku, dwugodzinna 30 grudnia 2021, były kolejnymi etapami dochodzenia do międzynarodowego „New Dealu”. Nie ma on nic wspólnego z ekonomicznym i dotyczącym polityki wewnętrznej USA planem prezydenta Franklina Delano Roosevelta.

Ów amerykańsko-rosyjski „New Deal” polega na zakreśleniu nowych stref wpływów obu mocarstw, z których jedno jest mocarstwem globalnym, a drugie mocarstwem… regionalnym - tak przynajmniej określali Rosję ci sami Demokraci, w tym samym Białym Domu, z tym samym J.R. Bidenem w 2009 roku. Ten Pax Americana połączony z Pax (post) Sovietica w praktyce będzie oznaczał próbę kupienia neutralności Moskwy względem Chin zamiast dotychczasowego faktycznego sojuszu. FR-ChRL. W zamian USA zgodzą się na częściowe przywrócenie wpływów rosyjskich w dawnym obszarze postsowieckim. To dla Polski wielkie wyzwanie – mówiąc językiem dyplomatycznym. Mówiąc wprost – wielkie zagrożenie. Prowadzić to może bezpośrednio do nowej „finlandyzacji” Polski i naszego regionu Europy.

Do tego dochodzi rola Niemiec, które z radością witają politykę zagraniczną Bidena jako najbardziej proniemieckiego prezydenta USA od przeszło dwóch dekad, od czasu obu kadencji George’a Walkera Busha. Waszyngton, mówiąc znanym powiedzeniem Henry Kissingera wie, że gdy w Białym Domu zadzwonią do Europy, to telefon odbiorą w Berlinie. To zbliżenie amerykańsko-niemieckie oznacza zapewne danie wolnej ręki Berlinowi, gdy chodzi o przewodzenie Staremu Kontynentowi. Nie kłóci się to wcale, wręcz przeciwnie ze zbliżeniem Waszyngton-Moskwa, bo przecież akurat Niemcy są tym krajem spośród państw UE o bodaj największej politycznej „empatii” względem Rosji.

Żadnej agresji Rosji na Ukrainę nie będzie! Chodzi o coś zupełnie innego. O nowy podział Europy na zony wpływów. Niestety, kosztem Polski i naszego regionu Europy.

Czytaj też:
Czarnecki: W tej sprawie niemiecka minister mówi polską narracją
Czytaj też:
Czarnecki: Zmora pacyfizmu

Czytaj także