Prof. Grosse: Unia otrzymała instrument dyscyplinowania ''niesfornych'' państw członkowskich

Prof. Grosse: Unia otrzymała instrument dyscyplinowania ''niesfornych'' państw członkowskich

Dodano: 
Prof. Tomasz Grosse
Prof. Tomasz Grosse Źródło: PAP / Paweł Supernak
Europa Zachodnia traktuje państwa naszego regionu nadal w sposób patrymonialny i stosuje wobec nich środki, których prawdopodobnie w stosunku do sąsiadów z Europy zachodniej nie odważyłaby się zastosować – mówi prof. Tomasz Grzegorz Grosse z Uniwersytetu Warszawskiego w rozmowie z portalem DoRzeczy.pl.

DoRzeczy.pl: Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej oddalił skargę Polski i Węgier na tzw. mechanizm warunkowości. Zdaniem TSUE ten mechanizm jest zgodny z prawem unijnym. Jak pan ocenia wyrok TSUE?

Prof. Tomasz Grzegorz Grosse: Nie jestem zaskoczony takim wyrokiem. Już w grudniu ubiegłego roku rzecznik generalny TSUE przedstawił swoją opinię, która została potwierdzona środowym wyrokiem. Eksperci od dłuższego czasu wskazywali, że Trybunał prawdopodobnie będzie uzasadniać stanowisko Komisji Europejskiej, dużej części Parlamentu Europejskiego oraz kilku państw Europy Zachodniej w tej sprawie.

Czy możemy mówić, że ten wyrok bardzo zmienia Unię Europejską?

Unia otrzymała kolejny instrument dyscyplinowania ''niesfornych'' państw członkowskich, który zawiera bardzo szeroką paletę obszarów, które mogą być podciągnięte pod kwestie takiego dyscyplinowania, czyli sankcji dotyczących funduszy europejskich. TSUE tym wyrokiem wyraźnie stwierdził w punkcie 151 i 288, że ochrona budżetu UE nie dotyczy wyłącznie przestrzegania zasad finansowych zawartych w art. 322 Traktatu o Funkcjonowaniu UE, ale rozciąga się na obowiązek przestrzegania przez państwo członkowskie wszystkich wartości wymienionych w art. 2 Traktatu o UE. Czyli mamy tu bezpośredni związek pomiędzy szeregiem wartości, a ochroną interesów finansowych UE.

Dodatkowo, TSUE w punkcie 154 i 290 swojego wyroku w pełni poparł interpretację praworządności zaczerpniętą z zaskarżonego przez Polskę i Węgry rozporządzenia, a ta definicja jest bardzo szeroka. Chodzi tutaj o zasady przestrzegania legalności, pewności prawa, zakazu arbitralności władz wykonawczych, podziału władzy, niedyskryminacji i równości wobec prawa, czy skutecznej ochrony sądowej w państwie członkowskim. W związku z tym, nawet zasada rządów prawa nie jest wyłącznie rozumiana w odniesieniu do przestrzegania prawa europejskiego lub bezstronnego wymiaru sprawiedliwości, co jest główną osią sporu między Polską a instytucjami UE, ale ta praworządność jest rozciągnięta na wiele innych kryteriów, które w praktyce oznaczają, że jeśli słabsze państwa członkowskie będą kontestować którąś z polityk europejskich, mogą zostać skontrolowane w zakresie funkcjonowania własnej demokracji i wielu krajowych instytucji, nie wyłączając tych politycznych.

W jaki sposób kontrolowana?

Na przykład podział władzy oznacza to, czy władza wykonawcza, sądownicza i ustawodawcza są rozdzielone. Można kontrolować, czy jest zachowana legalność przyjmowania ustaw itd. W ten sposób instytucje UE mogą ingerować w funkcjonowanie krajowej demokracji i konstytucyjne normy, które to określają. To jest furtka, która pozwala podciągnąć w zasadzie wszystko pod te rozporządzenie.

Tylko jak skontrolować przestrzeganie demokracji?

Właśnie w tym rzecz. To może być interpretowane w bardzo szeroki sposób, podobnie jak zasada rządów prawa, która została tutaj doprecyzowana w sposób bardzo szeroki, pozostawiając Komisji Europejskiej daleko posuniętą dyskrecjonalność, jak można interpretować np. kwestie dyskryminacji albo równości wobec prawa. Przykładowo działania, które są obecnie podejmowane przez rząd polski na granicy z Białorusią łatwo mogą być podciągnięte pod kwestię niedyskryminacji czy równości wobec prawa i wówczas Polska, która broni granicy przed atakiem o charakterze geopolitycznym, będzie ponosić sankcje finansowe.

Jak długo może przetrwać Unia Europejska działająca w taki sposób?

Odpowiem w dwóch perspektywach. Pierwsza jest taka, że teraz Komisja Europejska przez kilka tygodni będzie zajmować się uważnym czytaniem wyroku TSUE. Później będzie aplikować ten wyrok do swoich wytycznych, które są związane z mechanizmem warunkowości określanym przez rozporządzenie. Innymi słowy nawet za kilka miesięcy KE przedstawi swoją pierwszą sprawę dotyczącą sankcjonowania państwa członkowskiego, najprawdopodobniej Polski lub Węgier, na podstawie tego nowego instrumentu. Natomiast odpowiadając w szerszej perspektywie - widzimy poszerzenie instrumentarium sankcyjnego w stosunku do państw, które będą oskarżane o łamanie praworządności i wartości europejskich. Sankcje będą mogły grozić w sprawach interpretowanych bardzo szeroko, a przyjmowane stosunkowo łatwo. Wystarczy zgromadzić w Radzie UE większość kwalifikowaną, czyli 55 proc., państw członkowskich i 60 proc., europejskiej populacji, żeby takie państwa ukarać. Będzie to dotyczyło słabszych państw, którym trudniej zgromadzić odpowiednią mniejszość blokującą takie decyzje. Łatwiej będzie też ukarać tych, którzy nie mają dobrej opinii w UE. Niestety można założyć, że kandydatami do tego będą państwa z Europy środkowej, które w przeszłości blokowały różne inicjatywy polityczne wysuwane np. przez Niemcy lub Francję, a tym samym narażały się na poważną krytykę. To zresztą pokazuje, że Europa zachodnia traktuje państwa naszego regionu nadal w sposób patrymonialny i stosuje wobec nich środki, których prawdopodobnie w stosunku do sąsiadów z Europy zachodniej nie odważyłaby się zastosować. To wszystko źle wróży procesom integracyjnym na przyszłość.

Czytaj też:
Polska przegrywa przed TSUE z Komisją Europejską. KO domaga się wyjaśnień od premiera
Czytaj też:
Prof. Grabowska: KE musi wreszcie wybrać stosowanie prawa zamiast jego obchodzenia

Źródło: DoRzeczy.pl
Czytaj także