Wbrew temu, co przywykliśmy sądzić, teatr zimnowojenny wcale nie rozgrywa się tylko w naszym regionie, ale ma swoje odsłony nawet na piaskach Sahary. Rosja od dawna jest zainteresowana swoją mocarstwową pozycją w Afryce i dlatego w jej strefie wpływów pozostaje niemal cały Sahel, czyli obszar wzdłuż południowych obrzeży Sahary, rozciągający się od Senegalu do Sudanu. Co ciekawe, miejscem ścierania się wpływów USA i Rosji w Afryce pozostaje Maghreb, w tym przede wszystkim dawny kolonialny skrawek Hiszpanii: Sahara Zachodnia, co powoduje narastający niepokój w Madrycie. W dodatku poszukiwanie alternatywnych źródeł dostaw gazu spowodowało nieoczekiwany łańcuch zdarzeń w rejonie, z którego wciąż płynie nieprzerwany strumień nielegalnych imigrantów do europejskich miast.
Niedawna wizyta sekretarza stanu Antony’ego Blinkena w Maroku i Algierii była próbą przeciągnięcia obu arabskich krajów Maghrebu do poparcia krucjaty przeciwko Rosji. Tyle że podział stref wpływu obowiązuje od czasu zimnej wojny: Algieria jest sojusznikiem Moskwy, Maroko zaś „od zawsze” trwa przy USA. Pikanterii dodaje to, że dla obu tych krajów ani zimna wojna, ani odwieczny konflikt, który toczą o przywództwo w regionie, nie tylko się nie skończyły, lecz także wciąż narastają.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.