George Simion, współzałożyciel i lider Sojuszu na rzecz Jedności Rumunów (AUR) ogłosił start w wyborach na prezydenta Rumunii i zaczął zbiórkę podpisów na listach poparcia. Były szef polskiego rządu, a obecnie przewodniczący Europejskiej Partii Konserwatystów i Reformatorów Mateusz Morawiecki wyraził poparcie dla rumuńskiego polityka, nazywając go "najlepszym człowiekiem na te trudne, niestabilne czasy".
W styczniu Simion udzielił wywiadu tygodnikowi "Do Rzeczy". Tłumaczył, że opowiada się za wprowadzeniem rozejmu w wojnie rosyjsko-ukraińskiej, ale nie za pokojem za wszelką cenę. – Nie można bowiem podpisywać traktatów pokojowych dopóty, dopóki nie uda się powstrzymać rosyjskich działań podejmowanych od lat 90. na terenach Naddniestrza, Abchazji, Osetii czy na okupowanym Krymie. Rosjanie nigdy nie dostali lekcji i nigdy się nie zatrzymali. Dlatego wierzę, że potrzebujemy nowych traktatów, które lepiej gwarantowałyby bezpieczeństwo i suwerenność naszych państw – mówił. – Chcę potężniejszego NATO, które byłoby o wiele bardziej wydajne i skuteczne – podkreślił.
Wybory w Rumunii. "Decydują, kto może startować, a kto nie"
Rumuński Sąd Konstytucyjny zdecydował, że Calin Georgescu nie może wystartować w powtórzonych wyborach prezydenckich, które odbędą się w maju. Po wygranej Georgescu w pierwszej turze, wybory prezydenckie w Rumunii zostały anulowane.
George Simion uważa, że wykluczenie Georgescu to nie tylko atak na jednego kandydata, ale "atak na cały naród rumuński". – Był to manewr polityczny, którego celem było pozostawienie w wyścigu wyłącznie kandydatów zaakceptowanych przez Brukselę. Jeśli rząd, pod naciskiem nieznanych z wyboru biurokratów, decyduje, kto może startować, a kto nie, to demokracja przestaje istnieć – stwierdził w rozmowie z portalem TV Republika.
– Alternatywa jest jasna: patrioci, konserwatyści i wszyscy, którym zależy na suwerenności Rumunii, muszą się zjednoczyć wokół kandydatów, którzy stawiają interes kraju na pierwszym miejscu. Dlatego zdecydowałem się kandydować – oświadczył Simion.
Lider AUR wyjaśnił, na czym polega narracja brukselskich elit. – Jeśli sprzeciwiasz się Brukseli, jesteś "prorosyjski". Jeśli krytykujesz masową migrację, jesteś "prorosyjski". Jeśli opowiadasz się za suwerennością narodową, jesteś "prorosyjski". To absurdalna i desperacka próba zdyskredytowania tych, którzy nie chcą się podporządkować globalistycznej agendzie – zauważył.
Czytaj też:
"Już nawet nie udają". Tusk uderzył w Morawieckiego, doczekał się odpowiedziCzytaj też:
"Totalitarne zapędy Brukseli". Morawiecki o wyborach w Rumunii