Damian Cygan: Sejm przyjął nowelizację ustawy o Sądzie Najwyższym. Jakie są gwarancje, że po likwidacji Izby Dyscyplinarnej Bruksela odmrozi środki dla Polski?
prof. Kazimierz Kik: Nie ma żadnych gwarancji, bo sprawa jest znacznie szersza niż treść tej ustawy. Ona nie spełnia trzech głównych postulatów, jakie Komisja Europejska wysunęła pod adresem polskiego rządu. Ustawa co prawda likwiduje Izbę Dyscyplinarną SN, ale wprowadza w jej miejsce Izbę Dyscyplinarną-bis – pod inną nazwą, i w oparciu o inne zasady. Ustawa nie mówi też nic o przywróceniu do orzekania zawieszonych sędziów. I tak dalej. W związku z tym, to jest gra polityczna, gra pozorów, która będzie się toczyć dalej.
Pamiętajmy o tym, że istnieje jeszcze Parlament Europejski, od którego Komisja Europejska jest uzależniona. A w PE większość stanowią ugrupowania liberalno-lewicowe, które wcale nie są skłonne do ustępstw wobec rządu PiS. Można powiedzieć, że tak jak w polskim Sejmie, tak i w europarlamencie jest totalna opozycja (śmiech).
KE jest zmuszona do gestów kompromisowych wobec Polski, bo jesteśmy ważnym członkiem Unii Europejskiej, ale toczy się dużo poważniejsza gra niż tylko reforma sądownictwa. Tu jest gra o to, żeby skompromitować większość rządową w Polsce, czyli Zjednoczona Prawicę i żeby odzyskać Polskę dla tej większości, która dominuje obecnie w PE. Bo Polska jest dla UE ważna, ale PiS jest konkurentem mniejszościowym i niechcianym.
Czy obrona ministra Ziobry w Sejmie definitywnie kończy spór między Solidarną Polską a PiS, czy za moment znów będziemy świadkami kolejnych tarć w koalicji?
To jest kompromis, którego głównym celem jest uratowanie władzy i przedłużenie rządzenia. To wszystko niczego nie rozwiązuje, bo prawdę mówiąc Zbigniew Ziobro i jego Solidarna Polska dalej będą utrudniać jakiekolwiek porozumienie między rządem Mateusza Morawieckiego a instytucjami w Brukseli. Jarosław Kaczyński potrzebuje Ziobry, bo bez jego ludzi nie ma większości. Z kolei Ziobro uzyskał to, co chciał, czyli trwanie przy władzy i będzie próbował zwiększać swoje wpływy, co moim zdaniem mu się nie uda. Tutaj każda ze stron ma inne cale.
Na opozycji toczy się spór o to, czy powinna powstać jedna lista wyborcza, czy więcej. Komu sprzyja zbudowanie jednej wspólnej listy, a komu dwie albo trzy?
Jedna lista sprzyja tylko i wyłącznie Platformie Obywatelskiej i Donaldowi Tuskowi, bo jemu zależy jedynie na obaleniu Prawa i Sprawiedliwości. Natomiast dwie listy działają na korzyść mniejszych ugrupowań, którym też zależy na obaleniu PiS, ale chcą również utrzymać swoje sztandary, czyli odrębność, suwerenność polityczną, swoje wypływy i swoich wyborców. Kiedy te mniejsze partie wejdą w skład zjednoczonej opozycji jako koalicjant PO, to utracą swoją suwerenność.
Czytaj też:
Prof. Dudek: Tusk ma problem, który chce "utopić" we wspólnej liście opozycjiCzytaj też:
Rzymkowski: Nie mamy żadnych gwarancji, że KE odblokuje środki dla Polski
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.