Przywództwo bowiem polega na tym, że się prowadzi lud za sobą we wskazanym przez siebie kierunku. Natomiast kiedy teoretyczny przywódca tylko biegnie przed ludem, ale to lud wiedziony swoimi stadnymi emocjami i instynktami decyduje, dokąd, czyli, de facto, „przywódca” pozwala ludziom, żeby go przed sobą pędzili – to to jest właśnie to, co teraz mamy. I mniejsza o nazwę.
W Polsce widać to szczególnie dobrze, bo, jak często powtarzam, Polska jest trendseterem narodów. Dokładnie odwrotnie, niż się przyjęło w potocznym stereotypie. Nie jest tak, że kraje zachodnie, bogate i o starej, ugruntowanej demokracji, przewodzą wspinaczce ku jakiemuś wymarzonemu szczytowi, ideałowi, a za nimi mozolnie podciągają się i usiłują nadążyć te biedniejsze i demokratyczne dopiero od niedawna, jak nasz. Nie – w tej wspinaczce na cywilizacyjną szklaną górę Zachód odpadł już od ściany i wszyscy lecimy w dół. Siłą rzeczy więc pierwsi lecą ci, którzy w fazie wspinaczki zamarudzili. Ostatni stali się pierwszymi, zgodnie z literą pisma, acz zupełnie niezgodnie z Jego duchem.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.