Czy sankcje na Rosję były słuszne? Tak, ale spóźnione

Czy sankcje na Rosję były słuszne? Tak, ale spóźnione

Dodano: 
Prezydent Rosji Władimir Putin
Prezydent Rosji Władimir Putin Źródło:PAP/EPA / Mikhail Klimentyev
Robert Zawadzki | Nie da się ukryć, że sankcje nakładane na Rosję, chociaż moralnie i politycznie są słuszne, przysporzyły Europie nieco problemów. Jednak, czy spełniły swoje zadanie, wymierzając dotkliwy cios gospodarce Kremla?

Gdy piszę ten felieton, mamy połowę sierpnia – minęło już prawie pół roku od ataku Federacji Rosyjskiej na Ukrainę. Niedawno ukazał się niemal 120-stronnicowy raport „Sankcje i Ucieczka Biznesu Rujnują Rosyjską Gospodarkę", który opracowali naukowcy z Uniwersytetu Yale. Według ich badań sankcje nie tylko działają, ale ostatecznie będą w stanie doprowadzić reżim Putina do gospodarczej ruiny. Twarde statystyki i dane po prostu zmiatają rosyjską propagandę, jakoby Moskwa była odporna na sankcje, a te w zasadzie bardziej szkodziły Zachodowi. Taką narrację chętnie podtrzymują Niemcy, którzy chcą powrócić do robienia interesów z Kremlem i po cichu liczą na zawarcie jakiegoś „rozejmu", czyli de facto upokarzającą porażkę Ukrainy.

Najważniejsze wnioski z tej analizy przedstawił think tank Warsaw Enterprise Institute. Jak przekonuje Dariusz Matuszak w artykule „Sankcje działają. Rosja na skraju katastrofy gospodarczej", za sprawą sankcji import kluczowych towarów z Zachodu uległ załamaniu, zatrzymując produkcję w samej Rosji. Co więcej, wycofanie się ponad 1000 największych firm świata wiąże się z potencjalną utratą nawet 40% PKB. Krótko mówiąc, jeżeli sankcje będą utrzymane, Rosjanie w żaden sposób nie uciekną przed widmem upadku. Tzw. Zwrot na Wschód, który miałby stanowić alternatywę dla handlu z Europą, wcale nie nastąpi na tyle szybko, aby uratować reżim Putina. Chiny już pokazały, że nie chcą narazić się Stanom Zjednoczonym, więc pozostają bierne.

Wspomnijmy jeszcze słowem o byłym premierze naszego kraju i niedoszłym „królu Europy". Mam nieodparte wrażenie, że im częściej Donald Tusk wychodzi ze swoimi błyskotliwymi propozycjami, tym bardziej wystawia się na ciosy ze strony wnikliwych obserwatorów życia publicznego, którzy pamiętają okres jego rządów. „Dosyć finansowania interesów rosyjskich przez polskiego podatnika i polskie spółki Skarbu Państwa" – apelował z oburzeniem szef Platformy Obywatelskiej na początku kwietnia tego roku. Zaatakował polski rząd, podkreślając, że bez zatrzymania importu rosyjskiego węgla nasz kraj będzie finansował wojnę na Ukrainie. To ciekawe, bo w 2014 roku gdy doszło do rosyjskiej agresji w Donbasie, nie zamierzał wprowadzać takiego embarga.

„To brzmi tak fajnie na pierwszy słuch. Oczywiście, fajnie o tym podyskutować, gdy ma się albo małą wyobraźnię albo małą wiedzę" – stwierdził wówczas premier Donald Tusk. Cóż za cudowna odmiana. Najwyraźniej coś przemyślał, skoro życie zweryfikowało jego naiwne podejście z czasów kierowania koalicją PO-PSL. Niestety brak odpowiednich działań, kiedy były potrzebne, jedynie umocnił Moskwę i połechtał jej ambicje. Przez to mamy to, co mamy. Jednak czego oczekiwać od człowieka, który jako szef polskiego rządu dał zielone światło na budowę Nord Stream 1, a piastując stanowisko szefa Rady Europejskiej i później przewodniczącego Europejskiej Partii Ludowej nie zrobił nic, aby zablokować Nord Stream 2... "Für Deutschland" – cytując klasyka.

Robert Zawadzki jest dziennikarzem Telewizji Trwam. Artykuł wyraża poglądy autora i nie musi być tożsamy ze stanowiskiem redakcji.

Czytaj także