Co strasznego powiedział Paweł Lisicki
  • Łukasz WarzechaAutor:Łukasz Warzecha

Co strasznego powiedział Paweł Lisicki

Dodano: 
Paweł Lisicki, redaktor naczelny "Do Rzeczy"
Paweł Lisicki, redaktor naczelny "Do Rzeczy" Źródło:DoRzeczy / Piotr Woźniakiewicz
KONSTYTUCJA WOLNOŚCI || Reakcja wielu komentatorów i polityków na słowa Pawła Lisickiego, wypowiedziane podczas debaty telewizji wRealu24 (w której sam brałem udział, więc wypowiedź mojego naczelnego znam bezpośrednio, a nie z relacji), potwierdza to, co w tej wypowiedzi padło. A nie ma nic piękniejszego niż diagnoza, która zostaje natychmiast potwierdzona przez reakcje na nią.

Paweł Lisicki powiedział mianowicie, opisując wystąpienie Viktora Orbána podczas szkoły letniej w Siedmiogrodzie, że węgierskiego premiera stać na chłodną, spokojną analizę konfliktu na Ukrainie. Na wskazanie, kto z kim tam gra, także kto gra kim, o co ta gra się toczy, jakie mogą być jej skutki, kto na niej zyskuje, kto traci i przede wszystkim jaką rolę w tym wszystkim mogą odegrać Węgry. Lisicki wspomniał też, że Orbán niezmiennie podkreśla, iż dba przede wszystkim o interes Węgrów, podczas gdy w Polsce trudno usłyszeć z ust polityka którejś z głównych partii, że w tej wojnie najważniejszy jest interes Polaków.

Naczelny „Do Rzeczy” stwierdził, że próżno w polskim życiu publicznym szukać wypowiedzi polityków i komentatorów równie zdystansowanych oraz proponujących analizę sytuacji na podobnym poziomie, ponieważ dominuje podejście emocjonalne, w ramach którego poszczególni uczestnicy debaty prześcigają się w tym, kto użyje bardziej obelżywego określenia na Rosję czy Putina. Co oczywiście do analizy nie wnosi kompletnie nic.

No i proszę – zaledwie ukazało się streszczenie wypowiedzi Pawła Lisickiego (w którym jednakowoż opisanego przeze mnie wątku nie było), już zgłosili się dyżurni członkowie partii wojny, wśród których był nawet rzecznik PiS Radosław Fogiel, żeby zachować się dokładnie tak, jak to opisywał Lisicki. Żaden z nich nie zastanowił się nad przedstawioną w streszczeniu tezą, nie wszedł z nią w polemikę, nie starał się zbić argumentów, nie mówiąc już o sięgnięciu po wypowiedź in extenso, co w takiej sytuacji wypadałoby zrobić. Poziom odniesień ilustruje tweet wspomnianego pana Fogla: „Wczoraj obchodziliśmy pewną rocznicę. Dobrze, że Józef Piłsudski nie wykazał się takim zdrowym rozsądkiem i zamiast wygasić konflikt, przeprowadził kontruderzenie znad Wieprza”. Ha ha ha. Niestety dla pana Fogla, te dwie sytuacje – Polska w czasie wojny z bolszewikami oraz Ukraina w czasie obecnej wojny z Rosją – są kompletnie niezestawialne. Jeśli pan Fogiel je z sobą zrównuje, to dowodzi jedynie własnej historycznej ignorancji. W ramach takiej „logiki” zamiast o kontruderzeniu znad Wieprza mógł napisać właściwie o dowolnej ofensywie przeprowadzonej kiedykolwiek przez kogokolwiek – miałoby to dokładnie tyle samo sensu.

„Dobrze, że Karol Młot w 732 r. nie wygasił konfliktu z muzułmanami, tylko stoczył bitwę pod Poitiers” – mógł na przykład stwierdzić Fogiel (gdyby kojarzył bitwę pod Poitiers, w co wątpię). Albo żeby było z polskim akcentem: „Dobrze, że Jan Sobieski nie wygasił konfliktu w Turcją, tylko ruszył pod Wiedeń”. Każda z tych analogii byłaby nic nie warta, bo każda z tych sytuacji – w tym wojna z bolszewikami – była skrajnie odmienna, toczona w innych okolicznościach militarnych i przede wszystkim politycznych.

Warto jednak przede wszystkim przypomnieć, co takiego strasznego powiedział Paweł Lisicki, co skłoniło etatowych członków partii wojny do reakcji. (Nawiasem, trzeba zauważyć, że jest grupa tychże oddelegowana do oddziałów szybkiego reagowania i egzekwowania jedynie słusznej linii, która to grupa uaktywnia się natychmiast, gdy tylko ktoś gdzieś wygłosi nieprawomyślną opinię na temat wojny na Ukrainie, a więc jakąkolwiek odstającą choćby na milimetr od wojennego wzmożenia. Doświadczyłem tego wielokrotnie.) Otóż redaktor naczelny „Do Rzeczy” postawił tezę, że przedłużający się konflikt na Ukrainie jest niekorzystny i ryzykowny dla Polski z dwóch zasadniczych powodów. Po pierwsze – dlatego, że kosztuje nas ogromnie dużo finansowo, a więc drenuje nasze zasoby, potrzebne choćby na rozbudowę armii. Po drugie – ponieważ im dłużej trwa tego typu wojna, tym większa jest szansa, że za sprawą nawet jakiegoś przypadkowego działania wymknie się spod kontroli, a wówczas nasz kraj będzie na linii strzału. W interesie Polski jest zatem – argumentował Lisicki – jak najszybsze zakończenie działań. To natomiast, co oczywiste, musi się wiązać z jakimiś ustępstwami z obu stron, a zatem również ze strony Ukrainy.

Tłem dla tych wywodów było stwierdzenie, które padło w wystąpieniu Orbána, a które jest dla każdego przytomnego analityka oczywiste, że mamy do czynienia z wojną będącą częścią rywalizacji najważniejszych aktorów globalnej polityki: USA, Chin i Rosji. Była także mowa o tym – również w moim wystąpieniu – że aby przewidywać postępowanie Rosji, musimy zrozumieć jej sposób rozumowania i postrzegania sytuacji. Ten sposób tłumaczyli między innymi John Mearshimer czy Henry Kissinger, ale w Polsce zostali natychmiast odsądzeni od czci i wiary. W atmosferze emocjonalnego wzmożenia panuje bowiem infantylne przekonanie, że nie należy starać się pojąć motywacji przeciwnika; dopuszczalne jest tylko potępianie go w najwyższym moralnym diapazonie.

Z tezami Lisickiego można się oczywiście nie zgadzać – ja się zgadzam, ale wiem, że w mojej redakcji, gdzie mamy wolność debaty, są koledzy, którzy by z tym podejściem zapewne mocno polemizowali – lecz jeśli mamy odmienne zdanie, należałoby je rzeczowo przedstawić. Chciałbym zatem usłyszeć od pana Fogla i wtórujących mu spójny wywód, w którym będą dowodzić, że jest przeciwnie, niż to powiedział Paweł Lisicki: długa i drenująca nasze zasoby oraz stwarzająca ogromne ryzyko eskalacji wojna ukraińsko-rosyjska jest dla nas korzystna. Ewentualnie jak w realnych kategoriach – a nie życzeniowych, jak w czerwcowym tekście ministra Kułeby na portalu Foreign Affairs – można tę wojnę względnie szybko zakończyć bez żadnych koncesji ze strony Kijowa.

Wiem oczywiście, że takiej wypowiedzi się nie doczekam. Sprowadzając debatę publiczną do konkursu na to, kto bardziej obrazi Putina, polska elita polityczna od miesięcy pokazuje swój brak powagi i infantylizm. A pamiętajmy: to nie umyka uwagi naszych partnerów, tych bardziej, i tych mniej nam przychylnych. Nie dziwmy się więc, jeśli zostaniemy w niedalekiej przyszłości potraktowani tak, jak pisał w piosence Jacka Kaczmarskiego rosyjski ambasador do carycy Katarzyny:

Rozgrywka z nimi to nie żadna polityka,

To wychowanie dzieci, biorąc rzecz en masse.

Czytaj też:
Lisicki: Przeciąganie wojny jest radykalnie niebezpieczne dla Polski

Źródło: DoRzeczy.pl
Czytaj także