Marszałkowski: Propozycja Morawieckiego ma małe szanse na realizację

Marszałkowski: Propozycja Morawieckiego ma małe szanse na realizację

Dodano: 
Premier Mateusz Morawiecki i prezydent Francji Emmanuel Macron
Premier Mateusz Morawiecki i prezydent Francji Emmanuel MacronŹródło:PAP / Radek Pietruszka
Szanse na realizację pomysłu premiera Morawieckiego ws. zamrożenia cen ETS są niewielkie – mówi DoRzeczy.pl Mariusz Marszałkowski, ekspert ds. energetyki z Biznes Alert.

Damian Cygan: Podczas wizyty w Paryżu premier Morawiecki powiedział, że chce zaproponować zamrożenie cen ETS na poziomie 30 euro za tonę na dwa lata. Co by to oznaczało dla zwykłych odbiorców energii?

Mariusz Marszałkowski: Opłata emisyjna jest jednym z podstawowych elementów nakładanych na przedsiębiorstwa, więc jej zamrożenie wpłynęłoby na dynamikę wzrostu cen energii. Mogłoby też pozytywnie przełożyć się na przemysł hutniczy, metalurgiczny, azotowy czy rafineryjny, czyli cały ten sektor, który musi wykupywać uprawnienia do emisji CO2. A takich zakładów na terenie UE jest ponad 12 tys. Dzisiaj te uprawnienia kosztują ponad 90 euro za tonę, co mocno wpływa na rentowność wielu biznesów.

Pytanie brzmi, czy zamrożenie cen ETS jest realne? Moim zdaniem, patrząc na konstelację polityczną w UE oraz możliwości Polski do przekonywania innych państw, szanse są niewielkie. Proszę zwrócić uwagę, że rozmowy o reformie systemu ETS trwają mniej więcej od połowy ubiegłego roku i nie widać w tej sprawie przełomu.

Polsce trudno będzie znaleźć stronników dla tego pomysłu, ponieważ pod względem przemysłu jesteśmy jednym z najbardziej emisyjnych krajów UE. Z tego powodu nasze zainteresowanie tym tematem jest duże, ale innych państw już niekoniecznie. Chyba że ceny uprawnień do emisji CO2 wzrosną jeszcze bardziej i do takiego poziomu, który będzie odczuwalny także na zachodzie Europy. W Polsce jest to szczególnie dotkliwe, bo 70 proc. energii elektrycznej produkuje się z węgla, czyli najbardziej emisyjnego źródła. Pod tym względem jesteśmy ewenementem w Europie.

Belgijska minister energii Tinne Van der Straeten wezwała do wprowadzenia limitu cen gazu w całej UE. Jakie byłyby tego konsekwencje dla Polski?

Problem polega na tym, że o limicie cen gazu czy ropy w kontekście Rosji, bo to przecież o nią chodzi, mówi się już od jakiegoś czasu. Tyle tylko, że taka decyzja wymagałaby konsensusu globalnego. Wyglądałoby to tak, że Europa musiałaby zmusić Gazprom do sprzedawania gazu po określonej cenie. A Gazprom prowadzi dziś taką politykę, że sam ogranicza podaż gazu, co ma na celu podwyższenie jego ceny na giełdach.

Jeżeli UE miałaby ustalić jednolitą stawkę na gaz, musiałyby się na to zgodzić państwa najbardziej uzależnione od dostaw z Rosji, które nie mają możliwości dywersyfikacji. Ryzyko polega na tym, że Gazprom mógłby nie zgodzić się na dostarczanie gazu w ustalonych przedziałach cenowych i zatrzymałby eksport, co zresztą nie jest wykluczone w listopadzie czy w grudniu. Wtedy w bardzo trudnej sytuacji znalazłyby się takie państwa jak Słowacja, Czechy czy Węgry, o Niemczech nie wspominając.

Jednocześnie ciężko sobie wyobrazić, żeby tego typu unijne ograniczenia dotknęły firm amerykańskich, które przecież korzystają na tym, że ceny gazu w Europie są wysokie.

Minister gospodarki RFN Robert Habeck poinformował, że niemieckie magazyny gazu zapełniają się szybciej niż planowano. Skąd Niemcy biorą dziś gaz na zapas skoro dostawy z Rosji są minimalne albo nie ma ich wcale?

Pierwsza rzecz to zmniejszenie zużycia gazu o 15 proc. względem analogicznego okresu rok wcześniej. 15 proc. w przypadku Niemiec to jest około 15 mld m3 gazu, czyli prawie tyle, ile Polska zużyje w tym roku, bo mówi się o 17 mld m3.

Po drugie, Niemcy wstrzymały pewne bardzo wysokoenergetyczne procesy np. w zakładach azotowych. U nas to się zaczęło dziać dopiero w ostatnich dniach, a w Niemczech niektóre fabryki BASF-u, największego koncernu chemicznego, wstrzymały prace już na początku roku.

Trzecia kwestia to znaczne zwiększenie importu gazu z Holandii i Norwegii. Niemieckie firmy zamawiają gaz LNG docierający do holenderskich portów. Robią to poprzez rynek spotowy, więc cena tego gazu jest horrendalnie wysoka. Dodatkowo Holendrzy zgodzili się na przedłużenie pracy złoża Groningen, które zapewnia gaz przygranicznym regionom w Niemczech.

Natomiast gazociągiem z kierunku norweskiego do Niemiec może trafiać niecałe 30 mld m3 gazu rocznie. Zwiększono więc import tą magistralą, która wcześniej nie była tak intensywnie wykorzystywana, bo Niemcy sprowadzały gaz głównie z Rosji.

Czytaj też:
Premierzy Polski i Słowacji uroczyście otworzyli nowy gazociąg

Rozmawiał: Damian Cygan
Źródło: DoRzeczy.pl
Czytaj także