Zaporoska elektrownia, na skutek rosyjskich ostrzałów, pozostaje odłączona od sieci od poniedziałku. Przeszła na własne zasilanie, które umożliwia ostatni działający reaktor. – Staramy się, aby ta jednostka działała jak najwięcej, ale w końcu będzie musiała zostać wyłączona i wtedy stacja przełączy się na generatory diesla – powiedział agencji The Associated Press Petro Kotin.
Zdaniem Kotina Rosjanie mają "szalony pomysł” włączenia Zaporoskiej Elektrowni Jądrowej do rosyjskiej sieci energetycznej na Krymie. – W rzeczywistości próbują ukraść ukraińską Zaporoską Elektrownię Atomową i ukraść całą produkowaną przez nią energię elektryczną – powiedział szef Enerhoatomu.
Deokupacja elektrowni?
– Nie ma innego rozwiązania niż deokupacja ZNPP, przekazanie zakładu pod kontrolę strony ukraińskiej lub międzynarodowych organizacji bezpieczeństwa – uważa Kotin. Elektrownia znajduje się w rękach Rosjan od początku wojny, jednak nadal jest obsługiwana przez ukraińskich inżynierów, którzy w opinii Kotina "pracują pod silną presją psychologiczną”.
W jego opinii większość pracowników Zaporoskiej Elektrowni Jądrowej jest proukraińska, mimo szykan ze strony Rosjan. – Każdy, kto otwarcie wyrażał to proukraińskie stanowisko, był chwytany, maltretowany, bity – powiedział.
Bez zgody na ewakuację
Z powodu ciągłego ostrzału w pobliżu elektrowni wicepremier Ukrainy Irena Wereszczuk wezwała mieszkańców okolicznych terenów do ewakuacji. Ukraina wystosowała apel do Rosjan o umożliwienie utworzenia korytarzy humanitarnych, jednak nie otrzymała odpowiedzi.
Szef Międzynarodowej Agencji Energii Atomowej ONZ Rafael Grossi przestrzegł w tym tym tygodniu Radę Bezpieczeństwa ONZ, że "coś bardzo, bardzo katastrofalnego może mieć miejsce" w elektrowni i wezwał Rosję i Ukrainę do ustanowienia wokół niej "strefy bezpieczeństwa jądrowego i ochrony".
Czytaj też:
Ławrow: Rosja oczekuje wyjaśnień od szefa MAEACzytaj też:
Moskwa chce zwołania posiedzenia Rady Bezpieczeństwa ONZ. Powód zaskakuje