Po półtorarocznej przerwie Janusz Kowalski powrócił do rządu, zmienił jednak resort, w którym będzie pracował. Wcześniej był wiceministrem aktywów państwowych, teraz został rzucony na odcinek rolnictwa jako sekretarz stanu w Ministerstwie Rolnictwa i Rozwoju Wsi oraz pełnomocnik rządu ds. przetwórstwa i rozwoju rynków rolnych.
Jego powrót to efekt odwołania z funkcji wiceministra rolnictwa Norberta Kaczmarczyka, który musiał odejść, gdy zbyt głośno zrobiło się o jego hucznym weselu i prezencie w postaci ciągnika za 1,5 mln zł. Media miały używanie, a rząd i Jarosław Kaczyński coraz większy zgryz. Partia rządząca w nadchodzących miesiącach chce bowiem iść w przeciwną stronę. Wiedząc, że Polaków czeka trudna zima, prezes PiS zakazał przyznawania premii w spółkach Skarbu Państwa i powtarza ciągle swoim politykom, że wyborcy muszą widzieć, że rządzący zaciskają pasa razem z nimi. Kaczmarczyk był więc wizerunkowym obciążeniem.
Janusza Kowalskiego w rządzie nie chciał jednak Mateusz Morawiecki. Im bardziej nie chciał, tym bardziej Zbigniew Ziobro upierał się, że Kowalski musi wrócić. Sęk w tym, że prawo wskazania następcy Kaczmarczyka według umowy koalicyjnej należało do Solidarnej Polski. – Nasz koalicjant dokonał takiego wyboru. My go szanujemy. Możemy tylko gratulować nowemu ministrowi nominacji – mówił enigmatycznie rzecznik PiS Radosław Fogiel.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.