• Piotr GociekAutor:Piotr Gociek

Droga ojca

Dodano: 
Trailer z filmu "Ojciec Stu"
Trailer z filmu "Ojciec Stu" Źródło:YouTube / Sony Pictures Entertainment, screen
Mel Gibson i Mark Wahlberg łączą siły, bo opowiedzieć historię księdza Stuarta Longa.

Był sobie chłopak, który miał talent, lecz niezbyt wielki. I w dodatku nie do końca wiedział, w jakiej dziedzinie. Za młodu trochę grał w futbol (amerykański), potem trochę boksował. Wpadł w kłopoty. Bywał na bakier z prawem. Późno zaczął, zdrowie nie dopisywało, trzeba więc było szukać nowego zajęcia. Jak wielu przed nim wyruszył więc z górzystej Montany do Hollywood. Gdzie okazało się, że z zarobkiem może być jeszcze trudniej, bo wszyscy tu byli młodsi, ładniejsi, bardziej utalentowani. Co do niezbyt wielkich talentów Stuart Long miał właściwie jeden: był uparty. Czasem w życiu to wystarcza, ale jeszcze trzeba mieć jakąś dziedzinę, w której jest się odpowiednio upartym. Co, kiedy jej nie znajdziesz? Pan Bóg, jak wiadomo, potrafi jednak pisać prosto nawet po liniach krzywych. Okazało się zatem, że ma dla Stuarta Longa własny plan. Tyleż zaskakujący, co niełatwy.

W dzisiejszym kinie próżno szukać pozytywnych wizerunków księży: jak nie pedofil, to tępak; jak nie głupek, to chciwiec; jak nie obżartuch, to siewca nienawiści. Wyjątkiem są horrory, w których egzorcyści dają w kość Szatanowi, oraz christian movies, często do przesady patetyczne, a bywa że i zamiast wiary propagujące emocjonalny szantaż. Film „Ojciec Stu” („Father Stu”, 2022) unika tych pułapek, bo Rosalind Ross (reżyserka i scenarzystka) opowiada jego historię tak, jak przyzwoity amerykański dramat biograficzny powinien być opowiedziany. Bez łopatologii, z humorem, zaskakującymi zwrotami akcji, niezłymi dialogami i gwiazdorską obsadą. Porządna, przykuwająca uwagę robota, w dodatku nakręcona za marne kilka milionów dolarów, bo w dzisiejszym Hollywood w historie dobrych księży raczej się nie inwestuje.

Artykuł został opublikowany w 44/2022 wydaniu tygodnika Do Rzeczy.

Czytaj także