Jest to, powiedzmy od razu, jedna z najlepszych decyzji, jakie rząd Zjednoczonej Prawicy odważył się podjąć od dawna. Po z górą 20 latach jałowego gadania o potrzebie rozwijania w Polsce energetyki jądrowej i zmarnowaniu licznych funduszy na pozorowanie prac nad jej rozwijaniem przyszły wreszcie konkretne decyzje i zobowiązania. Dlaczego nie wcześniej? W tym akurat wypadku przyczyny były głębsze niż, jak zapewne skłonny jest przeciętny Polak uważać, ogólna niemożność wszystkiego, „imposybilizm” prawny, urzędniczy i decyzyjny wpisany w przyjęte w Magdalence założenia ustrojowe państwa postkomunistycznego. To znaczy, wszystkie te nasze słabości zostały tu wykorzystane, ale istotę sprawy stanowiła zdecydowana polityczna wola kręgów rządzących Unią Europejską: w Polsce, tak jak docelowo w całej Europie, ma nie być żadnej elektrowni atomowej, bo jest to sprzeczne z pryncypiami walki o klimat.
Nie jest łatwo wyjaśnić, dlaczego Unia skonstruowała swe „klimatyczne” pryncypia w sposób urągający ustaleniom nauki, prawom ekonomii i zdrowemu rozsądkowi. Jedynym wyjaśnieniem wydają się słowa, którymi kiedyś premier Morawiecki tłumaczył się z niekorzystnych dla Polski ustępstw w sprawie „Zielonego Ładu”: w tych sprawach Unii nie można się sprzeciwić, ponieważ „polityka klimatyczna” jest dziś w niej „religią panującą”.
Dogmaty religijne zaś niekoniecznie muszą być logiczne. Religia „klimatyzmu” w wydaniu europejskim wychodzi z tego samego założenia, które przyjęto na regularnie odbywanych – ostatnio w Glasgow – klimatycznych soborach pod auspicjami ONZ-owskiego komitetu UNFCCC: że zmiany klimatyczne są skutkiem działalności gospodarczej człowieka, a konkretnie emisji dwutlenku węgla wywołanej spalaniem węglowodorów.
ATOM RATUNKIEM DLA PLANETY
Gdyby cały budowany wokół „ratowania klimatu” ruch miał rzeczywiście na celu powstrzymanie katastrofy, logiczną konsekwencją tego założenia byłoby zaprzestanie spalania węglowodorów. Jedynym zaś znanym ludzkości sposobem produkowania dużych ilości energii bez spalania jest reakcja jądrowa (ilości uzyskiwane kosztem wielkich szkód ekologicznych i społecznych z tzw. odnawialnych źródeł energii można pominąć). A więc, logicznie, „ratowanie planety” powinno polegać na odchodzeniu od spalania paliw kopalnych i budowaniu reaktorów jądrowych.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.