Za sprawą spotkania zorganizowanego niedawno przez byłych prezydentów – Aleksandra Kwaśniewskiego i Bronisława Komorowskiego – powrócił temat wspólnej listy opozycji na najbliższe wybory parlamentarne. Koncepcja wspólnego startu jest forsowana przez lidera Platformy Obywatelskiej Donalda Tuska, który twierdzi, że zjednoczenie opozycji to warunek konieczny do pokonania Prawa i Sprawiedliwości.
Politycy PiS jednoznacznie wskazują, że propozycja Tuska nie jest możliwa do zrealizowania, ponieważ partie opozycyjne różnią się zbytnio między sobą, jeśli chodzi o fundamentalne kwestie.
Tymczasem idea jednej listy nie spotkała się z entuzjastycznym przyjęciem liderów pozostałych partii opozycyjnych. Prezes Polskiego Stronnictwa Ludowego Władysław Kosiniak-Kamysz jest zwolennikiem dwóch list: centrowej oraz lewicowej.
Wspólna lista to zły pomysł
W podobnym tonie, co lider partii, wypowiedział się Mieczysław Kasprzak. Poseł PSL wskazuje, że jego ugrupowanie stoi na stanowisku, że wspólna lista to "zły pomysł". Znacznie większe szanse daje opozycji start w dwóch blokach. Dlaczego? Jak powiedział Kasprzak, "programowo na jednej liście niektóre sprawy się wykluczają".
– Wykluczają się niektóre pomysły na realizację programu przyszłej koalicji. Dlatego lepiej, żeby były dwie listy. Myślę, że to byłoby najlepsze rozwiązanie – stwierdził poseł na antenie Polskiego Radia 24.
Czy zatem idea jednej listy opozycji jest pogrzebana? Polityk nieoczekiwanie stwierdził, że "wszystko jest możliwe".
– Dynamika w tej sprawie jest dość duża, tak samo jak ambicje ugrupowań politycznych. My deklarujemy, że powinny być dwie listy. Wiemy też, że opłaciłoby się to mniejszym ugrupowaniom. Trudno powiedzieć jak będzie. Ważne, żeby zbliżać się programowo i mówić o programach – wyjaśnił poseł opozycji.
Czytaj też:
Tusk ma dość czekania. Media: Wspólna lista opozycji coraz bardziej odległa