Na posiedzeniu Rady Bezpieczeństwa Zbiorowego OUBZ w Erywaniu w Armenii Łukaszenka oświadczył, że w polityce międzynarodowej nie ma miejsca na szantaż nuklearny. Zwrócił się jednak nie do prezydenta Rosji Władimira Putina, ale do Polski i USA.
Przekonywał, że polskie władze zadeklarowały gotowość do rozmieszczenia broni jądrowej. – Dobrze, że Amerykanie - musimy im to oddać - wciąż mają zdrowych na umyśle ludzi, którzy doskonale rozumieją niebezpieczeństwa związane z grami nuklearnymi, zwłaszcza z nieprzewidywalnymi partnerami – powiedział Łukaszenka.
Dyktator Białorusi uważa za niedopuszczalne wypowiedzi niektórych zachodnich polityków o możliwości użycia broni nuklearnej. – Takich rzeczy nie można było sobie wyobrazić jeszcze 2-3 lata temu. Retoryka nuklearna niektórych zachodnich przywódców przekracza wszelkie granice – oświadczył.
– Nie wiem, jaką bronią będzie prowadzona III wojna światowa, ale czwarta będzie na kije i kamienie – stwierdził Łukaszenka, przywołując słynne powiedzenie Alberta Einsteina.
Broń jądrowa w Polsce? Dementi USA po słowach prezydenta Dudy
Prezydent Andrzej Duda powiedział w październiku, że Polska rozmawiała z USA o możliwości objęcia naszego kraju parasolem nuklearnym NATO.
– Problemem przede wszystkim jest to, że nie mamy broni nuklearnej. Nic nie wskazuje na to, żebyśmy w najbliższym czasie jako Polska mieli posiadać ją w naszej gestii. Zawsze jest potencjalna możliwość udziału w programie Nuclear Sharing – stwierdził prezydent w wywiadzie dla "Gazety Polskiej". – Rozmawialiśmy z amerykańskimi przywódcami o tym, czy Stany Zjednoczone rozważają taką możliwość. Temat jest otwarty – dodał.
Słowa prezydenta zostały następnie zdementowane przez Departament Stanu USA. Amerykanie oświadczyli, że nie planują rozmieszczenia broni jądrowej na terytorium żadnego kraju, który dołączył do NATO po 1997 r.
Czytaj też:
Pieskow: Nikt w Rosji nigdy nie mówił o użyciu broni jądrowej