Marcin Bugaj: W poniedziałek premier Mateusz Morawiecki zapowiedział wpisanie na stałe 14. emerytury w polski system zabezpieczenia społecznego. Jak ocenia Pan tę decyzję z punktu widzenia finansów publicznych?
Dr Antoni Kolek: Po pierwsze, musimy sobie jasno powiedzieć, że 14. emerytura w ogóle nie przystaje do naszego systemu emerytalnego, który opiera się na założeniu, że tyle, ile składek odprowadzimy do tego systemu, to tyle otrzymamy świadczenia w przyszłości. Skoro zatem wpłacamy dwanaście składek w ciągu roku kalendarzowego, to powinniśmy otrzymać także dwanaście świadczeń. Każde kolejne 13. czy 14. świadczenie jest próbą zaprzeczenia idei systemu emerytalnego w Polsce i tak naprawdę wygaszaniem systemu zdefiniowanej składki i powrotem do systemu zdefiniowanego świadczenia, który słusznie ponad dwadzieścia lat temu zakończył swój żywot w Polsce i przestał dominować jak dominujący system obliczania emerytury. Sama 14. emerytura i jej konstrukcja jest najbardziej niesprawiedliwym świadczeniem, które do tej pory było wypłacane w Polsce.
Dlaczego?
14. emeryturę dostanie osoba, która w swoim życiu przepracowała miesiąc. Ktoś taki dostanie 2 lub 10 groszy emerytury i całą 14. emeryturę w wysokości najniższego obecnie wypłacanego świadczenia, czyli 1588,44 złotych. Natomiast emeryt, który pracował przez 45 lat, uzbierał 4500 złotych brutto emerytury, takiej "czternastki" nie dostanie, bo pracował za długo, wypracował sobie zbyt duże świadczenie i jemu to świadczenie się nie należy.
Co więcej, 14. emeryturę otrzyma 24-latek, który dostaje rentę rodzinną, czyli osoba, która pewnie sobie poradzi na rynku pracy. Taka osoba, jeśli spełnia kryterium wysokości świadczenia, również jak najbardziej 14. emeryturę dostanie. Natomiast jeśli mamy gospodarstwo domowe, które składa się z emeryta, który otrzymuje 5000 złotych emerytury, bo tyle sobie wypracował, i jeszcze z dwóch osób, które nie otrzymują żadnych świadczeń i są na utrzymaniu seniora, to takie gospodarstwo domowe żadnej 14. emerytury nie otrzyma.
Zwróćmy uwagę na fakt, że konstrukcja 14. emerytury polega na tym, że bierzemy pod uwagę nie całość sytuacji dochodowej gospodarstwa domowego, ale wysokość świadczenia wypłacanego przez ZUS. Możemy mieć zatem do czynienia z sytuacją, kiedy emeryt otrzymuje np. najniższą emeryturę, a jednocześnie utrzymuje się z wynajmu nieruchomości i taki emeryt 14. emeryturę dostanie, ponieważ pod uwagę jest brana tylko wysokość świadczenia, jakie otrzymuje, a nie całość jego dochodów. Z perspektywy systemu jest to bardzo złe rozwiązanie. Ono przeczy jego filozofii.
Ponadto 14. emerytura to bardzo niesprawiedliwe rozwiązanie, bo świadczenie dostają nie te osoby, które go potrzebują, ale tak naprawdę te osoby, którym państwo chce wypłacić to świadczenie. I po trzecie: jest to nieefektywne wydawanie pieniędzy publicznych, ponieważ 14. emerytura nie rozwiązuje żadnego problemu społecznego. Nie adresujemy tego rozwiązania do takiej grupy, która faktycznie tego potrzebuje, tylko, na skutek procesów wyborczych, wypłacamy to świadczenie w takim okresie, który będzie właściwy ze względu na kupowanie głosów wyborczych.
Zatem opozycja, która mówi o kupowaniu głosów wyborców, ma rację?
Jak najbardziej. Widzimy wprost, że 13. emerytura, która została po raz pierwszy przyznana przed wyborami do Parlamentu Europejskiego i 14. emerytura, która w zeszłym roku została specjalnie wypłacona wcześniej, także przed wyborami, pokazuje, że jest korelacja między kalendarzem wyborczym a wpłatami tych świadczeń. Rząd robi tym samym ukłon w stronę tej grupy wyborców.
Jak w takim razie powinno się systemowo wspierać emerytów? A może żadna dodatkowa pomoc ze strony państwa nie jest im potrzebna?
Najbardziej zdrowym rozwiązaniem jest ten system, który dzisiaj funkcjonuje. To system, który zakłada, że tyle, ile odprowadzimy składek, takie otrzymamy świadczenie. 13. i 14. emerytura są taką formą ukrytej waloryzacji, którą gdyby rząd chciał, to faktycznie mógłby w poprzednich latach wypłacać. Te jednorazowe świadczenie nie są skierowane do konkretnej grupy, która tego wsparcia potrzebuje.
Gdybyśmy chcieli przeznaczyć środki skierowane na 13. i 14. emeryturę na coś innego, to byłoby to ok. 15 mld złotych przeznaczone na "trzynastkę" i ok. 14 mld na "czternastkę". To bardzo duże świadczenia. Gdybyśmy te kwoty zsumowali i dodali jeszcze wartość waloryzacji, to na oba świadczenia wydamy w tym roku ok. 80 mld złotych. Możemy to porównać ze wsparciem dla rodzin, czyli np. z programem "500+", który kosztuje 40 mld złotych w skali roku. Mamy tu zatem do czynienia z dużo większym wsparciem ze środków publicznych adresowanym do grupy emerytów i rencistów.
Natomiast, gdybyśmy chcieli rozwiązywać faktyczne problemy społeczne, które mają miejsce w systemie emerytalnym, to kierowalibyśmy wsparcie do tych grup, które go potrzebują. Często mówi się o tym, że gospodarstwa wdów pozostają mniej więcej z podobnymi wydatkami, ale po śmierci współmałżonka tylko z jedną emeryturą. To w tej grupie należałoby szukać osób, do których można by adresować środki przeznaczone na 14. emeryturę. Mamy także bardzo dużo problemów, jeśli chodzi o osoby, które otrzymują świadczenia w wysokości poniżej najniższej emerytury. I wreszcie mamy osoby najstarsze, czyli osoby powyżej 80. roku życia. One mają zupełnie inne problemy niż ci, którzy dopiero na emeryturę przechodzą. Można by dążyć do tego, aby adresować wsparcie bardziej adekwatne do sytuacji zdrowotnej i rodzinnej tych najstarszych w polskim systemie osób. Generalnie jednak bardziej medialne jest dać 14. emeryturę niż faktycznie rozwiązywać problemy, które występują w systemie emerytalnym.
Dziesięć lat temu rząd PO-PSL podniósł wiek emerytalny do 67. roku życia. PiS, zgodnie z przedwyborczą obietnicą, cofną tę decyzję. Czy było to właściwe działanie?
Musimy tę sytuację rozważyć z perspektywy uwarunkowań, które dotyczą osób, które bezpośrednio na emeryturę przechodzą. W mediach pojawia się bardzo dużo zarzutów, że decyzja PO-PSL doprowadziłaby do tego, że ludzie pracowaliby do śmierci, albo że osoby najstarsze byłyby w jakiś sposób pokrzywdzone. Warto powiedzieć, że dla osób, które już nabyły prawo do emerytury, dla nich nic się nie zmienia i te osoby dalej pobierają emeryturę. Ta zmiana dotyczyła tak naprawdę, oczywiście z perspektywy statystycznej, niedużej grupy, kilku roczników, które miałyby podwyższony wiek emerytalny, a w przyszłości - wszystkich pozostałych. Natomiast obniżenie wieku emerytalnego dotyczyło tylko tej grupy kilkuset tysięcy osób, które w 2017, 2018 roku, ze względu na obniżenie wieku emerytalnego, składały wnioski o otrzymanie emerytury, czyli de facto chciały przyspieszyć możliwość otrzymywania świadczenia.
Jeśli patrzymy z perspektywy zmiany systemowej, to ta zmiana dotyczy także dzisiejszych 20-, 30- i 40-latków. My jako państwo obiecaliśmy, że te grupy będą pracowały do 60. lub 65. roku życia. Powinniśmy to zakwestionować i jasno powiedzieć, że dla dzisiejszych 20-, 30- i 40-latków system z obecnym wiekiem emerytalnym jest nie do utrzymania, albo będzie do utrzymania na bardzo niskim poziomie wypłacanych świadczeń. Jeśli zdecydujemy się, aby ten wiek emerytalny był tak niski, to musimy się pogodzić z tym, że świadczenia, które będą otrzymywali przyszli emeryci, będą na poziomie świadczeń minimalnych. Ze względu na system zdefiniowanej składki nie uda się po prostu wypracować większej emerytury.
Interesem dzisiejszych 20-, 30-, 40-latków jest to, aby wiek emerytalny został wydłużony. Oczywiście, obniżenie wieku emerytalnego na pewno było czymś dobrym dla osób, które rozpoczynały swoją karierę zawodową w latach 80. Od tego czasu rynek pracy jednak bardzo się zmienił. Młodzi ludzie na pewno będą pracowali powyżej 60. roku życia, bo tego będzie wymagała nie tylko sytuacja, ale także ich indywidualne aspiracje zawodowe, aby na pozostać na rynku pracy dłużej. Jest jeszcze jedna bardzo ważna rzecz. Tak naprawdę obniżenie wieku emerytalnego doprowadziło do tego, że mamy dzisiaj ponad 800 tysięcy osób, które pobierają emeryturę i jednocześnie pracują. Nasz system emerytalny daje taką możliwość. Jest to jednak fundamentalne zaprzeczenie idei systemu, który z definicji funkcjonuje po to, aby zabezpieczać dochód tym osobom, które ze względu na swój wiek, nie są w stanie samodzielnie zarabiać. Tymczasem system emerytalny w Polsce mówi coś innego: masz 60 lat droga kobieto, masz 65 lat drogi mężczyzno, masz prawo do tego, aby pobierać emeryturę z Funduszu Ubezpieczeń Społecznych w całości i bez żadnych obostrzeń i jednocześnie dalej pracować. Są to tak naprawdę dwa wynagrodzenia dla tych osób. Chyba nie o to chodziło.
W mediach często pojawiają się prognozy o przyszłej zapaści systemu emerytalnego w Polsce, o tym, że już niedługo zabraknie pieniędzy na wypłatę świadczeń. Czy faktycznie mamy się czego obawiać?
Na początek rozróżnijmy dwie rzeczy. Jedna to jest Zakład Ubezpieczeń Społecznych, druga - Fundusz Ubezpieczeń Społecznych. ZUS jako instytucja nie upadnie, ponieważ jest utrzymywany m.in. z podatków. Natomiast to, co będzie z Funduszem Ubezpieczeń Społecznych, to będzie konieczność dopłacania do niego dużo większych kwot niż dzisiaj, ponieważ środków będzie brakowało. Po drugie, jeżeli przyjrzymy się obecnemu systemowi, to musimy się przygotować na to, że świadczenia, które będziemy otrzymywali będą po prostu bardzo niskie. System się nie zawali, nie zbankrutuje, ale świadczenia, które będą otrzymywali emeryci będą na bardzo niskim poziomie. Aby temu przeciwdziałać najlepszym rozwiązaniem jest podniesienie wieku emerytalnego, czyli doprowadzenie do sytuacji, w której odchodząc na emeryturę będziemy mieli więcej zgromadzonego kapitału i mniej przewidywanej długości życia, w czasie której będziemy ten kapitał konsumować.
To rozwiązanie udało się w całej Europie. Jeśli popatrzymy na kraje Unii Europejskiej to Polska ma najniższy wiek emerytalny dla kobiet. Inne kraje też dążą do tego, aby podnosić wiek emerytalny, a są też takie, które w ogóle z niego zrezygnowały. Są też państwa, gdzie wiek emerytalny jest bardzo niski, ale wynika to m.in. z zapaści systemu zdrowia dla osób w wieku 50+. Jeśli jesteśmy krajem, który aspiruje do tego, by być jednym z liderów w Unii Europejskiej, to na pewno jedną z takich strukturalnych zmian, które są nam potrzebne jest podniesienie wieku emerytalnego. Powinniśmy się na to przygotować, że ta zmiana jest niezbędna, po to, aby mieć więcej środków w budżecie i bardziej zamożnych emerytów.
W Polsce potrzeba odpolitycznić wiek emerytalny, aby system emerytalny nie był zakładnikiem tej czy innej partii politycznej. Potrzebny jest na tyle jasno ustanowiony konsensus, aby nie mógł on być przedmiotem targów. Musimy doprowadzić do sytuacji, w której system emerytalny jest ponad podziałami politycznymi, jest pewnym trwałym, strukturalnym uwarunkowaniem naszej gospodarki. To by na pewno wzmocniło sam system, pozycję polskiej gospodarki oraz dałoby ludziom poczucie, że wiedzą czego się spodziewać i nie będą zaskakiwani kolejnymi zmianami.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.