Otóż wszystkie znaki na niebie i na ziemi wskazują na to, że Bruksela nie chce z PiS i że zrobi, co w jej mocy, by obecny rząd pieniędzy z KPO nie dostał. Nie dlatego, że mu się one nie należą, ale dlatego, że premier skutecznie przekonał Brukselę, iż bez nich przegra następne wybory.
Komisja Europejska może zatem spokojnie przyglądać się temu, jak obecne władze, na czele z premierem Mateuszem Morawieckim, dokonują seppuku. PiS, który wygrał wybory, mówiąc o wstawaniu z kolan i o asertywnej polityce wobec Unii, dziś chwali się tym, że „ma na piśmie” łaskawą zgodę Brukseli na odblokowanie funduszy, jeśli posłusznie i grzecznie spełni jej oczekiwania. Nie jest wprawdzie w stanie powiedzieć, kto konkretnie i co obiecał, ale to już drobiazg. Gdyby rzecz nie dotyczyła spraw poważnych i Polski, można by mówić o tragifarsie. Po siedmiu latach reform w sądownictwie największym sukcesem rządu będzie wycofanie się z nich z podkulonym ogonem i nadzieją, że łaskawcy z Brukseli docenią wysiłek. Ale czy docenią?
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.