W niedzielę w czeskiej telewizji doszło do debaty kandydatów na urząd prezydenta kraju. Wzięli w niej udział przewodniczący ANO i były premier Andrej Babiš oraz były przedstawiciel czeskiej armii i NATO Petr Pavel (zwycięzca pierwszej tury głosowania).
W pewnym momencie Babiš został zapytany, czy w wypadku ataku na Polskę, lub inne państwa bałtyckie (Litwa, Łotwa i Estonia), jako prezydent wysłałby na pomoc czeskich żołnierzy. – Z pewnością nie – odpowiedział krótko polityk.
– W żadnym przypadku nie wysyłałbym naszych dzieci na wojnę. Polska nie zostanie zaatakowana, musimy temu zapobiec – mówił dalej kandydat na prezydenta. Kiedy jego kontrkandydat przypomniał mu, że tego wymagają zobowiązania w ramach NATO, Babiš stwierdził, że pytanie jest "czysto hipotetyczne".
Pavel zapewnia, że Polska "to dobry sąsiad"
Wypowiedź Babiš wywołała oburzenie w Polsce. Od słów swojego rywala odciął się też w mediach społecznościowych Petr Pavel. Kandydat do urzędu prezydenta złożył też ważną deklarację dot. relacji z Warszawą.
"Zdecydowałem, że jeśli zostanę prezydentem w moją drugą podróż udam się z wizytą do Polski, aby zapewnić naszego dobrego sąsiada i przyjaciół z krajów bałtyckich, że dotrzymujemy umów i że Andrej Babiš nie przemawia w naszym imieniu. Swoim oświadczeniem, że z pewnością nie wysłałby naszych żołnierzy do Polski lub krajów bałtyckich, gdyby zostali zaatakowani, Babiš zignorował nasze zobowiązania sojusznicze i znacząco zagroził naszej wiarygodności i bezpieczeństwu" – ocenia Pavel.
Emerytowany generał przyszłym prezydentem?
Według sondażu ośrodka Ipsos były szef Komitetu Wojskowego NATO może liczyć na 58,8 proc. głosów, a jego konkurent, przewodniczący opozycyjnej partii ANO i były szef rządu – na 41,2 proc.
Druga tura wyborów prezydenckich w Czechach odbędzie się 27 i 28 stycznia.
Czytaj też:
Korwin-Mikke broni słów Babiša: Nie wiem, czy Państwo zauważyli...Czytaj też:
Niepokojące słowa Ławrowa. "To prawdziwa wojna z Zachodem"