Na łamach „Do Rzeczy” opisywałem już poczynania frakcji „jastrzębi”, czyli grupy polityków i intelektualistów, którzy – najkrócej mówiąc – postulują maksymalne zaangażowanie Polski w wojnę za naszą wschodnią granicą. Dotychczas analizowałem jednak działania przedstawicieli obozu rządzącego oraz ogólnie rozumianej prawicy – wszak to prawica dzierży władzę, a zatem i na nią winna w pierwszej kolejności spadać krytyka za to, że ryzykuje polski los. Nie można jednak sprawy „jastrzębi” zawężać wyłącznie do partii rządzącej. Ta mentalność przekracza podziały partyjne i jest obecna również po stronie opozycyjnej.
Historyczne kompleksy
Punktem wyjścia jest utożsamienie polskiego interesu z interesem ukraińskim. To tutaj, w utracie tego fundamentalnego rozróżnienia, należy szukać genezy wszelkich negatywnych zjawisk – od cichej akceptacji probanderowskiej polityki Kijowa, poprzez wdrażanie mechanizmów uderzających w polskie rolnictwo, aż do apogeum absurdu w postaci pomysłu budowy federacji polsko-ukraińskiej. Oczywiście za konkretne działania to władza ponosi odpowiedzialność, jednak brak presji ze strony partii opozycyjnych jest wart odnotowania. W temacie Ukrainy PO czy Lewica mówią właściwie jednym głosem z PiS, licytując się jedynie, w której partii zasiada więcej „agentów Putina”.
– Wojna na Ukrainie jest także naszą wojną i Ukraina walczy dziś także za nas – powiedziała niedawno Joanna Kluzik-Rostkowska podczas rozmowy nad projektem dotyczącym abolicji dla Polaków walczących w wojsku ukraińskim bez wymaganej zgody.
Ta wypowiedź, jakoby wojna na Ukrainie była „naszą wojną”, a Ukraińcy „walczyli za nas”, to nie tylko frazes, chwytliwy bon mot wymyślony na konieczność konferencji prasowej, lecz także wyraz pewnej logiki, która zapanowała nad Wisłą.
Wcześniej w podobnym tonie wypowiadali się przecież choćby Donald Tusk czy Bartłomiej Sienkiewicz. Z kolei Radosław Sikorski przekonywał niedawno, że Polska stała się państwem frontowym i „hipotetycznie polem walki”.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.