Długo zastanawiałem się, co napisać o tym pontyfikacie, tak pod każdym względem fatalnym, wręcz destrukcyjnym. Być może najlepszym wyjście będzie publikacja wstępu, jaki niedawno napisałem do książki Juli Meloni zatytułowanej „Mafia z Sankt Gallen”, która wkrótce ukaże się w wydawnictwie Aromat Słowa. O ile prawdziwe są słowa, że koniec wieńczy dzieło, to równie słuszne są inne: miłe złego początki. Bo, jakby nie było, pierwsza informacja o tym wyborze wzbudziła wtedy u wielu, w marcu 2013 roku, uczucie nadziei. Dlaczego tak się myliliśmy? Książka Meloni to wyjaśnia.
XXX
Siedziałem w fotelu w dużej sali Traffic Clubu na ostatnim piętrze kamienicy braci Jabłkowskich przy ulicy Chmielnej w Warszawie. Spotkanie ze mną i Piotrem Gursztynem, współautorem książki „Po prostu Uważam Rze”, wywiadu rzeki, w którym opowiadałem o powstaniu tego tygodnika, o jego autorach, o planach na przyszłość prowadził Piotr Gociek. Z sali padały kolejne pytania: „Na czym polegał fenomen "Uważam Rze"? Dlaczego trzeba było go zniszczyć? Jak ta książka powstawała? Czy jest to pomost między starym tygodnikiem, a "Do Rzeczy" (nowe pismo było drugi miesiąc na rynku). Przed nami koło setki uczestników, spotkanie jakich wiele, nic sensacyjnego ani nadzwyczajnego. Ot, typowa promocja.
Nagle naprzeciwko mnie podniósł się z krzesła Marek Magierowski, wówczas jeden z autorów tygodnika „Do Rzeczy”, obecnie ambasador Polski w Waszyngtonie i pełnym z przejęcia, wyraźnie drżącym głosem przerwał dyskusję. Mamy papieża – zawołał. Nie pamiętam dokładnie, ale chyba nawet krzyknął „Habemus papam”. Przez wszystkich zgromadzonych przeszedł jakby prąd elektryczny. Kim jest? Skąd się wziął? Kiedy padło imię i nazwisko, kardynał Jorge Maria Bergolio, Marek, który jest poliglotą i świetnie zna kilka języków na czele z hiszpańskim i portugalskim, zaczął sprawdzać komentarze prasy hiszpańskiej. Bergolio, Bergolio, kto to taki? W tej pierwszej chwili, pamiętam jak dziś, nasze poruszenie, zaskoczenie i, jakby nie było, nadzieję. Może to dobrze, że wreszcie w Rzymie papieżem będzie ktoś z innego kontynentu? Po krótkiej chwili niepokoju, kiedy to abdykował Benedykt XVI, po miesiącu oczekiwania, Kościół znowu miał swoją ziemską głowę.