Szef Platformy Obywatelskiej Donald Tusk zapowiedział w ostatnią sobotę zorganizowanie marszu w Warszawie. Wydarzenie jest planowane na 4 czerwca. "Dziękuję za wsparcie, ale nie pocieszenia mi trzeba, tylko Waszej determinacji i wiary w zwycięstwo. Wzywam wszystkich na marsz w samo południe 4 czerwca w Warszawie. Przeciw drożyźnie, złodziejstwu i kłamstwu, za wolnymi wyborami i demokratyczną, europejską Polską" – napisał były premier w mediach społecznościowych.
Data zaplanowanej demonstracji jest symboliczna – 4 czerwca przypada 34. rocznica pierwszych po II wojnie światowej częściowo wolnych wyborów parlamentarnych w Polsce, w których sukces osiągnęła "Solidarność".
Pomysł lidera PO
W czwartek portal Wyborcza.pl przekazał, że tylko politycy Nowej Lewicy całkowicie popierają pomysł Donalda Tuska. Z kolei przedstawiciele PSL "narzekają, że Tusk powinien zaprosić, a nie wzywać". Natomiast politycy Polski 2050 Szymona Hołowni wskazują, iż przewodniczący Platformy Obywatelskiej "zaproszenie skierował do ludzi, a nie do partii opozycyjnych", w związku z tym, nie wybierają się na marsz.
– 4 czerwca to dzień ważny nie tylko dla sympatyków Platformy, ale dla wielu Polaków. Warto wspierać mobilizację opozycji, każdą inicjatywę będącą formą protestu przeciwko siedmiu latom haniebnych rządów prawicy – powiedział poseł klubu parlamentarnego Lewicy Krzysztof Śmiszek.
– Potrzebne są szczere intencje, partnerskie zasady, cel mamy wspólny. Wystarczy, jeśli Donald Tusk, zamiast wzywać, zaprosi liderów opozycji, wówczas zostawiam wszystko i jadę do Warszawy – zauważył polityk PSL Paweł Gancarz.
– Wyborów nie wygrywa się w Warszawie. Czas zrozumieć, że Polska to nie tylko Warszawa. (...) Donald Tusk skierował zaproszenie do ludzi, a nie partii opozycyjnych i tego mi zabrakło – stwierdził Zenon Madej z Polski 2050 Szymona Hołowni.
Czytaj też:
Kidawa-Błońska: Chciałabym, żeby na marszu 4 czerwca był milion osóbCzytaj też:
Tusk zapowiada marsz. Schreiber odpowiada nagraniem