Czy lewicowo-liberalna opozycja jest w stanie odsunąć PiS od władzy i sama ją przejąć? Teoretycznie rzecz była całkiem prosta. Partie deklarujące ten zamiar obsługują oczekiwania różnych grup wyborców. Najbardziej wyrazisty jest elektorat Lewicy: antyklerykalny, pełen niechęci do polskiej tradycji patriotycznej oraz entuzjastyczny wobec ideologii „wokeness”. Równie wyrazisty, choć w zupełnie inny sposób, jest elektorat PSL – tyle że ten spajają interesy. Co do spraw innych niż dopłaty i subwencje, po które wysyła „swoich” polityków do Warszawy, jest to natomiast elektorat generalnie tradycjonalistyczny, ale raczej z przyzwyczajenia niż z przekonań. Platforma Obywatelska z kolei sprawuje rząd dusz nad wyborcami, którzy wygrali na transformacji ustrojowej. Lubią oni myśleć o sobie jako o ludziach z racji odniesionego sukcesu lepszych od reszty i nie oczekują idei, tylko „normalności”, którą stanowi zapisana w ich pamięci Polska sprzed roku 2015. Najbardziej amorficzny jest elektorat Polski 2050. Wydaje się, że tym, wokół czego się gromadzi, jest oczekiwanie odmiany. Hołownia, jak niegdyś Palikot, Petru i Kukiz, przyciągnął uwagę ludzi znużonych partyjniactwem, kolesiostwem i biurokracją, zarówno w ich wydaniu „peowskim”, jak i„pisowskim”. I każdy z opozycyjnych elektoratów, acz z różnych powodów, reaguje pozytywnie na hasło „Europa”. Dla jednych jest to matecznik rewolucji, która przeorze znienawidzony polski zaścianek, dla innych źródło subwencji i funduszy pomocowych, dla jeszcze innych wzorzec oczekiwanej normalności.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.