Damian Cygan: Był pan zaskoczony decyzją prezydenta o podpisaniu ustawy o komisji ds. zbadania rosyjskich wpływów, czy wręcz przeciwnie?
Andrzej Anusz: Byłem zaskoczony. Uważałem, że prezydent jej nie podpisze, lecz skieruje do Trybunału Konstytucyjnego, żeby mogło tam dojść do pewnego przesilenia. Wiemy, że TK jest zablokowany i PiS ma z nim problem. Gdyby ustawa o komisji ds. wpływów rosyjskich znalazła się w Trybunale, być może środowisko Zbigniewa Ziobry wywarłoby na TK większy wpływ. Owszem, ustawa jest w Trybunale, ale w trybie następczym, więc sprawę będzie rozpatrywał skład 5 sędziów.
Na decyzję prezydenta negatywnie zareagowała nie tylko opozycja, ale również Departament Stanu USA i Komisja Europejska. Czy dla PiS ma to jakiekolwiek znacznie?
Z punktu widzenia PiS najważniejsze jest to, że prezydent wrócił do źródeł i mamy bezprecedensowe zjednoczenie między PiS a prezydentem. Moim zdaniem to już będzie zjednoczenie na dłuższy czas, na pewno do wyborów, a tak naprawdę już do końca kadencji prezydenta, niezależnie od tego, czy po wyborach PiS będzie dalej rządził.
Sądzę więc, że Jarosław Kaczyński na pewno jest zadowolony, że doszło do strategicznego odtworzenia relacji z Andrzejem Dudą. Natomiast komentarze Departamentu Stanu czy KE wynikają w moim przekonaniu ze złotej zasady demokracji zachodniej polegającej na obawach, że działanie komisji może wpłynąć bezpośrednio na proces wyborczy w Polsce.
Czy rzeczywiście może?
Pojawiły się już oświadczenia, czy to Państwowej Komisji Wyborczej, czy przedstawicieli rządu, że decyzje komisji nie wpłyną na wybory. Sądzę, że to uspokoi zachodnich polityków.
Czy ta komisja ma szansę cokolwiek rzetelnie wyjaśnić jeszcze przed jesiennymi wyborami?
Rzeczywiście jest bardzo późno. Z punktu widzenia kampanii wyborczej ta komisja może być elementem dystrybucji materiałów, które mogą wstrząsnąć opinią publiczną. Do wyborów to może być jej jedyna realna funkcja. Natomiast w sensie eksperckim kilka miesięcy nie wystarczy, żeby dokonać całościowej i wnikliwej oceny, choć komisja ma działać także po wyborach, pytanie w jakiej formie. W tej sprawie kluczowy będzie właśnie wynik wyborów i sytuacja polityczna jesienią.
Czy burza wokół tej komisji zmobilizuje więcej zwolenników Donalda Tuska do udziału w marszu 4 czerwca?
Cała ta sytuacja niewątpliwie konsoliduje opozycję. Natomiast PiS od dłuższego już czasu realizuje pewien cel, a mianowicie chce, żeby opozycja jednoczyła się wokół Tuska. Zatem fakt, że o tej ustawie mówi się "lex Tusk", to w dłuższej perspektywie wcale nie jest zła wiadomość dla PiS.
Pytanie, co teraz zrobi Tusk. Spodziewam się, że może podjąć ostatnią próbę i zaapelować o stworzenie jednej listy opozycji, choć moim zdaniem to się nie uda i opozycja pójdzie do wyborów w formule, którą widzimy teraz, czyli PSL z Polską 2050, Lewica osobno i Koalicja Obywatelska osobno.
Uważam, że cała ta sytuacja osłabi zwłaszcza układ Władysława Kosiniaka-Kamysza z Szymonem Hołownią (Trzecia Droga) i najbliższe sondaże pokażą wzrost poparcia dla KO kosztem Lewicy i Polski 2050. U Hołowni i Kosiniaka-Kamysza może to wywołać pewną nerwowość, bo oni zapowiadają, że przekroczą próg 8 proc. Do października mogą tego nie obronić.
Czytaj też:
Marsz 4 czerwca w Warszawie. Hołownia i Kosiniak-Kamysz zmieniają zdanie