Zdecydowana większość konserwatywnych komentatorów (o lewicowych nie piszę, bo oni po prostu wspierają tezy Grabowskiego) potępiła zachowanie polskiego polityka. Prawicowi publicyści mimo, że z tezami Grabowskiego się nie zgadzają, więcej, mimo, że uważają je za kłamliwe, oszczercze i propagandowe, samo postępowanie posła odrzucają. Krytycy Brauna twierdzą, że swoją akcją wywołał skutek odwrotny od oczekiwanego. Czy maja rację? A może w tym konkretnym przypadku Brauna można usprawiedliwić?
Na początek wymienię kilka najważniejszych zarzutów jakie można postawić posłowi.
Krytycy mają głos
Po pierwsze, Braun przyciągnął dodatkową uwagę do wypowiedzi oszczercy, które inaczej przemknęłyby, jak wiele pozostałych, bez echa. Dał się zatem Braun użyć jako narzędzie zaplanowanego z góry skandalu. Niemiecki Instytut Historyczny w Warszawie świadomie zorganizował prowokację a Braun dał się w niej wykorzystać. Instytut zebrał proch i przygotował lont, Braun wskrzesił konieczną iskrę. Tym samym oszczercze tezy Grabowskiego - Polacy są sprawcami Holocaustu - przebiły się jeszcze bardziej do opinii publicznej.
Po drugie, chcąc nie chcąc, Braun stał się instrumentem rozpowszechniania opowieści o prześladowaniach niezależnych badaczy w Polsce. Zgodnie z nią broniących prawdy o winach Polaków „niezależnych” naukowców czekają w Polsce agresja i represje. Wyrywając mikrofon Braun dodatkowo ten przekaz wzmocnił: oto ofiarą okazuje się propagandysta i kłamca Grabowski, a nie jego polscy słuchacze, którzy są systematycznie oczerniani. W ten sposób Grabowski osiągnął dokładnie to co chciał: w świat poszedł obraz agresywnych Polaków, którzy napadają na Bogu ducha winnych historyków.
Że o to chodziło i że Grabowskiemu prowokacja się udała mogłaby świadczyć reakcja żydowskiego instytutu Yad Vashem. Oto co na ten temat pisała „Gazeta Wyborcza”, która pełni funkcję rzecznika holocaustianizmu w Polsce. „Instytut Pamięci Męczenników i Bohaterów Holokaustu Yad Vashem wydał oświadczenie w związku z napaścią posła Grzegorza Brauna na prof. Jana Grabowskiego w Niemieckim Instytucie Historycznym w Warszawie.
Dani Dayan, przewodniczący Yad Vashem, odniósł się do zachowania posła Grzegorza Brauna, który we wtorek przerwał wykład prof. Jana Grabowskiego pt. „Polski (narastający) problem z historią Holocaustu". (…) "Ten incydent reprezentuje nowe dno w próbach stłumienia dyskusji na temat współudziału Polaków w prześladowaniu i mordowaniu ich żydowskich sąsiadów podczas Holokaustu. Ten akt wandalizmu jest czymś więcej niż ohydnym atakiem na międzynarodowej sławy uczonego. To atak na wolność akademicką, zapis historyczny i pamięć o Holokauście" – skomentował przewodniczący Yad Vashem”. Widać jak protest Brauna został zinterpretowany przez izraelską instytucję: ohydny atak na międzynarodowej sławy uczonego, na wolność akademicką i pamięć o Holocauście. Gest polskiego Brauna uwiarygadnia ten żydowski przekaz. Że jest on obłudny i kłamliwy nie ma znaczenia.
Punkt trzeci: postępując w ten sposób Braun w istocie działał z pobudek egoistycznych, bo na całej awanturze zyskał rozgłos on sam.