Trump pojawił się w gmachu sądu około godz. 14:00 czasu lokalnego (godz. 20:00 czasu polskiego). Polityk wszedł na salę rozpraw, gdzie nastąpiło odczytanie zarzutów – przekazała agencja prasowa Reuters.
Były prezydent USA został formalnie aresztowany. Sąd federalny w Miami odczyta 37 zarzutów. 31 z nich jest związanych z umyślnym przetrzymywaniem tajnych dokumentów. Trumpowi, a także jego asystentowi Walterowi Naucie, zarzuca się, ponadto, że celowo ukrywał dokumenty przed władzami, czym utrudniał śledztwo w tej sprawie.
Trump: Dzień hańby
Jeszcze tego samego dnia po powrocie do swojej posiadłości w Bedminster w stanie New Jersey, Trump wygłosił przemówienie. Polityk ocenił, że on i wielu Amerykanów było "świadkami najbardziej niegodziwego i haniebnego nadużycia władzy w historii naszego kraju". – To dzień hańby – podkreślił.
Jednocześnie Trump nie szczędził ostrych słów pod adresem Joe Bidena, który jego zdaniem stara się wyeliminować groźnego konkurenta z wyścigu w nadchodzących wyborach.
Były prezydent zapowiedział także, że wyznaczy specjalnego prokuratora, który zajmie się prezydentem Joe Bidenem.
– Ze smutkiem patrzę, jak skorumpowany urzędujący prezydent aresztuje swojego czołowego przeciwnika politycznego na podstawie fałszywych i sfabrykowanych zarzutów – przekazał.
Nowe zarzuty
Obrońca Donalda Trumpa powiedział, że jego prawnicy otrzymali w czwartek e-mailem pismo z Departamentu Sprawiedliwości USA. W dokumencie wymieniono zarzuty. Jednocześnie pełnomocnicy stwierdzili, że nie widzieli jeszcze aktu oskarżenia. Były prezydent Stanów Zjednoczonych potwierdził na należącym do niego portalu społecznościowym, że amerykański Departament Sprawiedliwości poinformował go o zarzutach. Polityk został przy tym wezwany do stawienia się we wtorek w sądzie federalnym w Miami.
Federalny akt oskarżenia jest drugim oskarżeniem Trumpa w tym roku. W kwietniu prokurator okręgowy Manhattanu oskarżył byłego przywódcę USA o 34 oszustwa biznesowe.
Czytaj też:
Trump czy DeSantis? Kogo wolą wyborcy w Teksasie?Czytaj też:
Trump: Gdybym był prezydentem nie byłoby wojny