Prezydent Zełenski wydawał się nie do końca usatysfakcjonowany podjętymi decyzjami. Wydaje się natomiast, że Polska powinna być bardziej zadowolona, niż wynikałoby to z oficjalnych przekazów.
Rozbudzone nadzieje
Zapowiedzi przed szczytem rozbudziły oczekiwania, zwłaszcza Ukraińców i państw Europy Śr.- Wsch. Mimo, że stanowiska głównych graczy Sojuszu było mniej więcej znane, ostateczny kształt przyjmowanych zobowiązań, a zwłaszcza uzgadniane do ostatniej chwili postanowienia, pozostawały tajemnicą. Nie obyło się więc bez zaskoczenia i niespodzianek.
W końcowym komunikacie znalazły się oczywiście rytualne zapewnienia o obronie każdego cala terytorium Sojuszu i demokracji. Podkreślono znaczenie Finlandii i zapowiedziano szybkie przyjęcie Szwecji. Państwa członkowskie zobowiązały się też po raz kolejny – tym razem solennie – przeznaczać co najmniej 2% PKB na wydatki związane z obronnością, w tym 20% na uzbrojenie, sprzęt badania i rozwój.
Zapadły decyzje mające fundamentalne znaczenie dla Polski. W końcu zatwierdzono plany strategiczne i domenowe – również dla naszej części Europy – odstraszania i obrony państw Sojuszu przed „każdego rodzaju zagrożeniem”. Utworzono siły szybkiego reagowania – „allied reaction force”, Liczebność wojsk NATO gotowych do natychmiastowej reakcji zostanie zwiększona z 40 do 300 tys. żołnierzy. Uzbrojenie i wyposażenie dla nich przechowywane będzie w magazynach zlokalizowanych w państwach wschodniej flanki NATO. Zapadły też decyzje dotyczące wsparcia przemysłu zbrojeniowego i zwiększenia zapasów amunicji.
Rosja największym zagrożeniem
Z 90 punktów przyjętego oświadczenia, Ukrainy i Rosji dotyczy kilkanaście. Ta druga została określona jako największe zagrożenie dla Sojuszu i bezpieczeństwa w przestrzeni euroatlantyckiej. Nowością jest dostrzeżenie, a nawet podkreślenie roli Białorusi. Reżim Łukaszenki został wezwany do porzucenia współpracy z Rosją i przestrzegania prawa międzynarodowego. Coraz większe uzależnienie Białorusi od Rosji zostało zdefiniowane jako zagrożenie dla stabilności regionu.
Ukraina nie tak szybko w NATO
Równie ważne są oczywiście postanowienia dotyczące Ukrainy. Zgodnie z komunikatem „przyszłość Ukrainy jest w NATO”. Jednak jej wejście do sojuszu uzależniono od zgody innych jego członków oraz spełnienia warunków, dotyczących m. in. demokratycznych reform, walki z korupcją i bezpieczeństwa.
Zrezygnowano również z konieczności udziału Ukrainy w tzw. Membership Action Plan (MAP), czyli okresu przygotowującego do członkostwa, podczas którego kandydat szykuje się do wejścia, korzystając z pomocy i praktycznego wsparcia członków. Powołano Radę NATO – Ukraina, która może pełnić kluczową rolę w tym procesie.
Zamiast członkostwa, Ukraina otrzymała od grupy G7 obietnice długotrwałej pomocy militarnej i gwarancje bezpieczeństwa w celu obrony przed Rosją. Politycznie więc znajduje się mniej więcej w tym samym miejscu jak po Memorandum Budapeszteńskim z 1994 r. i po szczycie NATO w Bukareszcie w 2008 r. Drzwi do Sojuszu są otwarte, ale ile potrwa droga do członkostwa i jakie warunki muszą zostać spełnione aby się tam dostać, pozostaje wielką niewiadomą.
Kto skorzysta?
Paradoksalnie, dla Polski tudzież innych państw Europy Śr. – Wsch. sytuacja ta może być korzystna. Warto zwrócić uwagę, na zawartą w komunikacie ze szczytu deklarację odnośnie definitywnego nie uznawania aneksji terytorialnych dokonanych przez Rosję na Ukrainie, w tym Krymu. Oznacza to w zasadzie, że Ukraina nie zostanie przyjęta do NATO, dopóki będzie trwał jej spór z Rosją o te tereny. Rosja zaś z pewnością będzie ich bronić – zwłaszcza Krymu – za wszelką cenę, uciekając się choćby do bezpośredniej groźby użycia broni nuklearnej. Chyba że nastąpi tam rewolucyjna zmiana władzy, która przyniesie rządy miłośników pokoju i demokracji. Na to się jednak nie zanosi, a tzw. „pucz Prigożyna” zapowiada raczej, że siłowe przejęcie władzy wyniosłoby do władzy zwolenników intensyfikacji działań wojennych.
Niemrawe postępy ukraińskiej letniej ofensywy nie wróżą też Ukraińcom szybkich sukcesów w wyzwalaniu swojego terytorium. Prawdopodobne więc, że nawet jeśli Ukraina nie zostanie zmuszona do zaakceptowania kompromisu w rodzaju porozumień Mińskich, to konflikt zostanie w końcu zamrożony, aby wybuchać z różną siłą, w zależności od potrzeb stron, głównie Moskwy.
Polska, będąc sąsiadem Ukrainy i jednym z głównych donatorów uzbrojenia i sprzętu wojskowego oraz pomocy humanitarnej oraz będąc głównym węzłem ich dystrybucji na Ukrainę, cały czas unika bezpośredniego zaangażowania w konflikt. Ukraina ma dla Polski strategiczne znaczenie i polityka jej wieloletniego wspierania, nawet bez wzajemności była jak najbardziej słuszna. Jednak przyjęcie jej do NATO nie zmieni tego kraju jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Nadal będzie państwem oligarchicznym, skorumpowanym i nie spełniającym standardów przyjętych w zachodnich demokracjach. O toczącym się konflikcie nie wspominając. Wojna raczej doprowadzi do nasilenia owych eufemistycznie mówiąc niedomagań.
Konflikt rosyjsko – ukraiński będzie angażował i wyczerpywał obie strony. Im później się zakończy, tym większe straty rosyjska gospodarka poniesie w wyniku sankcji. Ich działanie po półtora roku wojny nie jest tak efektywne jak spodziewał się Zachód, jednak przestawianie gospodarki na tory wojenne jest widoczne. Z jednej strony powoduje to dosłowne cofanie w rozwoju w cywilnych dziedzinach, jak produkcja samochodów, sprzętu AGD czy farmaceutyków. Z drugiej, wyprodukowane z ogromnym wysiłkiem przez przemysł uzbrojenie i sprzęt są niszczone przez Ukraińców przy użyciu zachodniej broni i informacji. Równie ważne jest niszczenie rosyjskich zasobów siły żywej.
Raczej nie ma się co łudzić, że obecna polsko – ukraińska "przyjaźń" przetrwa próbę czasu. Ukraina w zachodnich strukturach stanie się pierwszoplanowym konkurentem dla Polski, orientującym się raczej na państwa zachodniej Europy, a nie na Polskę. Ukraińskie rolnictwo, w dużej części opanowane przez zachodnie korporacje, prowadzące wielkotowarowe gospodarstwa będzie przyczyną dużych kłopotów polskich rolników. Próbkę tego można było obserwować w tym roku przy imporcie ukraińskiego zboża, a nawet malin.
Niezamierzona korzyść
W tym sensie, mimo że cyniczne, ale zgodne z polskim interesem może być, aby rosyjsko – ukraiński konflikt nie zakończył się szybko. Polska swój ogromy sukces ostatnich trzydziestu lat osiągnęła – oczywiście w sposób niezamierzony – w dużej mierze kosztem Ukrainy. Wystarczy przypomnieć, że polskie PKB przez ostatnie 30 lat zwiększyło się ponad pięciokrotnie, gdy ukraińskie w tym samym czasie wciąż oscyluje wokół poziomu z 1991 r. Wątpliwe, aby w tej części Europy znalazło się miejsce dla zgodnego rozwoju dwóch gospodarek o podobnych profilach. A Ukraińcy mają duże atuty. Tania siła robocza, tania energia, mniej rozdrobnione rolnictwo.
Być może więc, przeforsowana przez USA i Niemcy na szczycie w Wilnie koncepcja Ukrainy jako „wiecznego kandydata”, tyle że mocno wspomaganego przez NATO i z gwarancjami grupy G-7 jest również najlepszą opcją dla Polski. Pozycja taka wpłynie też pewnie na integrację z innymi zachodnimi strukturami, jak było to do tej pory i w przypadku innych kandydatów.
Mimo całej sympatii i współczucia dla Ukraińców walczących i ginących również za naszą sprawę, trzeba też liczyć się z polskimi interesami i wyzwaniami. Przynajmniej do czasu rozwiązania najbardziej palących problemów, jak budowa sił zbrojnych i przemysłu zbrojeniowego odpowiadających zagrożeniom, transformacja energetyczna czy innowacyjność polskiej gospodarki. Być może wtedy Ukraina będzie mogła zająć miejsce, które latami okupowała Polska. To również nieoczekiwane i co więcej niezamierzone korzyści dla Polski, wynikające ze szczytu w NATO w Wilnie.
Czytaj też:
"Nie zadowala mnie tylko jedna kwestia". Kułeba ocenił wileński szczyt NATO
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.