DoRzeczy.pl: Podczas kolejnego posiedzenia plenarnego Parlament Europejski może zając się tzw. aferą wizową w Polsce. Czy jest w ogóle czym się zajmować?
Ryszard Czarnecki: Rzeczywiście jest to możliwe, chociaż formalnie decyzja będzie podjęta jutro na konferencji przewodniczących grup politycznych. Na dzisiaj nie można tego oficjalnie potwierdzić, bo formalnie takiej decyzji nie ma. Politycznie jest to prawdopodobne. Uwaga – byłoby to absolutne odstępstwo od świętej reguły, która w Parlamencie Europejskim obowiązywała od zawsze. Jest nią to, że nie robi się debat o krajach, w których jest kampania wyborcza. Parlament Europejski od dekad miał taką zasadę, że obojętnie od barw politycznych, nie podejmowało się dyskusji o sprawach wewnętrznych poszczególnych krajów, jeśli tam zaraz miały być wybory. A tak jest teraz w Polsce. Gdyby Parlament Europejski podjął taką decyzję, to wytarłby o buty własne zasady. Pewnie będę słyszał zwolenników debaty, którzy będą mówili, że to nie będzie tylko o Polsce, bo będą dyskutować o polityce migracyjnej. To jeszcze gorzej, bo problemy polityki migracyjnej mogłyby być sprowadzone do nieprawidłowości i wydaniu ponad dwustu wiz przez polski MSZ, co byłoby absurdem, bo w tym czasie setki tysięcy nielegalnych migrantów wjechało do Europy. To, co obserwujemy w tej sprawie, jest jednym gigantycznym kłamstwem. To próba rozpaczliwej ucieczki do przodu tych partii i krajów, które odpowiadają za gigantyczny problem imigracyjny w Europie i usiłują przerzucić odpowiedzialność na Polskę, co jest po prostu skrajnie absurdalne.
Ostatnio Olaf Scholz zaatakował dość mocno polski rząd w tej samej sprawie. Czy to również próba ingerowania w polskie wybory?
Oczywiście, że tak. Przypomnę wcześniejszą wypowiedź Kateriny Barley, wiceprzewodniczącej PE z SPD, z partii Olafa Scholza, która mówiła o „zagłodzeniu Polski”, żeby Polska nie dostała unijnych pieniędzy. Ostatnio ostry atak na Polskę przeprowadził europoseł Daniel Freund z partii Zielonych, która jest koalicjantem SPD. Partia ta dzierży w rękach resort spraw zagranicznych w Niemczech. W związku z tym widać wyraźnie, że rząd niemiecki i ci, którzy go tworzą, bardzo ostro ingeruje w wybory w Polsce, podobnie jak niemiecka opozycja. Wystarczy posłuchać wypowiedzi Manfreda Webera, czy Michaela Gahler, czyli czołowych polityków niemieckiej CDU/CSU, zasiadających w Parlamencie Europejskim.
Zwracam uwagę, że nie jest to tylko kwestia ingerencji w wybory w Polsce przez Kanclerza Scholza, ale także próba odwrócenia uwagi Niemców, od gigantycznej afery, która narasta w Niemczech. Chodzi w niej o to, że to niemiecki podatnik płacił organizacjom, które sprowadzają nielegalnych imigrantów do Europy. Teraz Scholz usiłuje coś mamrotać o wizach, które są wydane przez Polskę, tymczasem jego rząd sponsorował transport tysięcy nielegalnych imigrantów do Europy, konkretnie do Włoch. Scholz woli o tym nie mówić, to przykład skrajnej hipokryzji, ale też zmiany nastrojów niemieckich wyborców. Nawet wyborcy lewicy mają dosyć imigrantów, dlatego Scholz te rzeczy mówi, chce się pokazać jako ten, który chce ograniczyć napływ imigrantów. To pokazuje, jak zmieniają się nastroje wyborców.
Czytaj też:
Kuźmiuk: Twierdzenie, że wyrzucą nas z Schengen jest piramidalną bzdurąCzytaj też:
"Żądam odpowiedzi od von der Leyen". Zalewska pisze do Komisji Europejskiej