"Marsz miliona serc" został zainspirowany historią pani Joanne z Krakowa, którą w lipcu opisała stacja TVN24. Kobieta miała być rzekomo zatrzymana przez policjantów w szpitalu, po zażyciu tabletki wczesnoporonnej. Jednak policja przedstawiła inną wersję wydarzeń, prostując informacje podawane przez TVN. Komenda Główna Policji przekazała, że interwencja funkcjonariuszy nastąpiła po zawiadomieniu służb przez lekarza psychiatrę o możliwej próbie samobójczej pacjentki i przyjęciu przez nią substancji niewiadomego pochodzenia.
– Historia Pani Joanny, która trafiła do szpitala, a tam otoczona przez policję przy współpracy z prokuratorem była upokarzana. Zabrano jej własność. To wszystko działo się w gabinecie ginekologicznym – mówił w lipcu Donald Tusk, kiedy zapowiadał organizację wydarzenia.
PO zapomina o Joannie
W niedzielę w internecie pojawiło się krótkie nagranie z Borysem Budką dotyczące niedzielnego marszu PO. Reporter telewizji Trwam zapytał polityka PO o to, jaką rolę podczas wydarzenia będzie pełniła pani Joanna z Krakowa. Budka odpowiedział z rozbrajającą szczerością.
– Pani Joanna z Krakowa? Nie wiem w tym momencie, o czym pan mówi – stwierdził z wyraźnym dziwieniem Budka.
Gorzkie słowa bohaterki TVN
W sobotę pani Joanna udzieliła wywiadu radiu TOK FM, w którym żaliła się, że jej historia została wykorzystana przez Donalda Tuska do politycznej walki z Prawem i Sprawiedliwością.
– Moja historia została wykorzystana do budowania politycznego kapitału i do przedwyborczej gry. (…) Mam wrażenie, że w momencie kiedy marsz został ogłoszony, to przestało chodzić o mnie czy o prawa reprodukcyjne kobiet, a najważniejsza stała się przepychanka z PiS-em – stwierdziła i dodała, ze nie będzie brała udziału w niedzielnym marszu, ponieważ nikt jej nie zaprosił.
Czytaj też:
"Marsz miliona serc" może zmienić wynik wyborów? Polacy zabrali głosCzytaj też:
Maszerowanie rozpaczliwcem