Już 19 listopada mieszkańcy kraju, który zmaga się obecnie z inflacją sięgającą 138 proc., zdecydują, czy chcą, aby ich krajem rządził znany z krewkiego zachowania polityk, zapowiadający całkowite zerwanie z dominującym od lat peronizmem. Chociaż osób całkowicie przekonanych do głoszonych przez niego poglądów jest stosunkowo niewiele, to wynędzniali i zmęczeni socjalizmem obywatele mogą zechcieć spróbować wreszcie czegoś nowego.
Kraj z upadłą walutą
Argentyna to kraj, który od lat zmierza konsekwentnie w tym samym kierunku, w którym wcześniej przez lata zmierzała Wenezuela. Już dziś 40 proc. obywateli żyje w ubóstwie, a argentyńskie peso jest w zasadzie walutą upadłą, której nikt nie chce przyjmować, o ile nie jest do tego zmuszony. Nie powinno więc dziwić to, że w ciągu ostatnich kilku lat tak zawrotną karierę zrobił Javier Milei, postulujący dolaryzację gospodarki. Wcześniej uczyniły tak już inne kraje regionu, jak choćby Ekwador czy Salwador, i nie wyszły na tym najgorzej. Rezygnacja z własnej waluty to rozwiązanie drastyczne, ale stan, w jakim znalazła się gospodarka Argentyny, jest tragiczny i wymaga drastycznych rozwiązań.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.