Niedawno, przy okazji obchodów 25-lecia kierowanej przez pana organizacji Pracodawcy RP , wytykał pan, że politycy w naszym kraju, szermując hasłem „taniego państwa”, zamienili Polskę w kraj nie tyle tani, ile dziadowski.
Mówiłem też, że wcale tak nie musi być, że idea taniego państwa, której nie krytykuję, bo w swoim założeniu jest słuszna, przez kolejne rządy tak PiS, jak i PO została sprowadzona do granic absurdu. Można było wprowadzić oszczędności polegające chociażby na ograniczaniu liczby urzędników i zwiększeniu wydajności ich pracy. Tymczasem zamiast tego zaczęto na oślep ciąć wydatki. Nieszczęściem jest ustawa o zamówieniach publicznych, w której o wygranym przetargu nadal decyduje kryterium najniższej ceny (choć dzięki ostatniej nowelizacji jest szansa, że to się zmieni). To prowadzi do sytuacji, w której w Polsce realizuje się inwestycje poniżej kosztów ich opłacalności. Nic dziwnego, że zaraz po oddaniu drogi czy szkoły trzeba je zamykać i modernizować, bo nie działają właściwie