Damian Cygan: Donald Tusk powołał czterech nowych ministrów. Która nominacja najbardziej pana zaskoczyła?
Andrzej Anusz: Myślę, że nowa minister kultury, pani Hanna Wróblewska, która jest osobą spoza bieżącej polityki. Wiemy, że pracowała w ministerstwie, natomiast ma bogaty życiorys w instytucjach kultury. To jest ciekawa nominacja, bo jej dotychczasowa kariera zawodowa i brak politycznego zaplecza mocno kontrastuje z jej poprzednikiem, czyli z podpułkownikiem Bartłomiejem Sienkiewiczem.
Czy rekonstrukcja rządu ma jakiekolwiek inne przyczyny niż te związane z nadchodzącymi wyborami do Parlamentu Europejskiego?
Sądzę, że eurowybory to jest główny powód tych zmian w rządzie. Jednocześnie podejmowana jest próba dopisania do tego pewnej filozofii polegającej na tym, że ministrowie, którzy odchodzą, mieli "rozbić pewien mur", jak stwierdził premier Tusk, że "wykonali zadanie" i teraz idą do Brukseli.
Jeśli chodzi o wykonanie tych zadań, to moim zdaniem mamy do czynienia ze stwierdzeniem mocno na wyrost, dlatego że te zadania cały czas są i będą narastać. Zwłaszcza w przypadku ministra Sienkiewicza to jest taka próba stworzenia nowego otwarcia. Na ile się to uda, czas pokaże.
Oprócz Sienkiewicza z rządu odeszli ministrowie Borys Budka, Marcin Kierwiński i Krzysztof Hetman. Który z nich ma największe szanse na mandat europarlamentarzysty?
Myślę, że na pewno Budka. Zwłaszcza po tym, jak Jerzy Buzek – dla mnie w sposób dosyć niezrozumiały – został wycofany, czy sam podobno podziękował za kandydowanie na Śląsku. Duże prawdopodobieństwo objęcia mandatu ma minister Hetman, dlatego że jest "jedynką" w swoim okręgu i był już w europarlamencie.
Kierwiński oczywiście też ma szansę, choć ostatnie dni i wydarzenia związane z jego przemówieniem podczas Dnia Strażaka na pewno nie przysporzyły mu poparcia. Wygląda na to, że w kampanii będzie musiał się dużo bardziej napracować, żeby ten mandat uzyskać.
A Sienkiewicz?
Sądzę, że ma pewny mandat, dlatego że startuje z "jedynki", a poza tym jego działania podobają się twardemu elektoratowi Koalicji Obywatelskiej. Uważam, że do eurowyborów pójdą w dużym stopniu właśnie twarde elektoraty. Podsumowując, z tych czterech osób największą pracę będzie musiał wykonać minister Kierwiński.
Jak ocenia pan kampanię do PE? Czy nie ma pan wrażenia, że ona nie jest o sprawach europejskich, lecz stanowi przedłużenie codziennych polskich sporów?
Rzeczywiście cały czas dominują kwestie polityki wewnętrznej. To jest swoista dogrywka między koalicją rządzącą a PiS po wyborach samorządowych. Natomiast ważnym elementem wyróżniającym się dzisiaj jest sprawa Zielonego Ładu i spodziewam się, że w najbliższych tygodniach będzie działo się wokół niego jeszcze więcej.
Z drugiej strony widać, że Donald Tusk będzie chciał tę kampanię skierować na tory związane z szeroko pojętym bezpieczeństwem. Bezpieczeństwo Polski, zwłaszcza w kontekście wojny na Ukrainie, sytuacja na granicy z Białorusią – to tematy, które PiS wzięło na swoje sztandary. Teraz na to pole próbuje wejść Tusk, co widzimy choćby w związku ze sprawą Tomasza Szmydta.
Dlatego spodziewam się, że drugim tematem najbliższych tygodni kampanii będzie właśnie bezpieczeństwo, ale zwłaszcza w kontekście relacji polsko-rosyjskich.
Czytaj też:
Premier Tusk pojedzie z wizytą na granicę z Białorusią
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.