Rosjanie wreszcie mogą wejść w swoją ulubioną rolę „oblężonej twierdzy”, „niewinnej ofiary agresji” i chełpić się własnym bohaterstwem. A poza tym w końcu zaczęli odbijać utracone tereny Rzecz jasna, to Rosja napadła na Ukrainę, nie odwrotnie. Operacja kurska jest jedynie formą obrony przed agresorem. Do tego formą w dużym stopniu akceptowaną przez zachodnich sojuszników Kijowa, którzy zrozumieli, że Moskwy nie trzeba się bać. Zajęcie kawałka ziemi rosyjskiej to kompromitacja Putina, a także jedna z wielu (obok np. puczu Prigożyna). I jak poprzednie wpadki ta również pozostanie bez konsekwencji. Po pierwsze, straty terytorialne Rosji są mikroskopijne. Po drugie, po ponad miesiącu walk widać wyraźnie, że nie zachwiały one pozycją Putina, nie mówiąc już o absurdalnych scenariuszach rozpadu państwa, rewolucji czy wojny domowej. Po trzecie, Rosjanie co prawda nie stawiają czynnego oporu Ukraińcom, ale też nie zwracają się przeciwko własnej władzy, co najwyżej narzekając na nieudolnych urzędników. Po czwarte, w czasie gdy SZU zajmowała rosyjskie wioski bez większego znaczenia militarnego, trwała ofensywa rosyjska na Donbasie.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.