Założę, że prawie wszyscy czytelnicy „Do Rzeczy” byli przynajmniej raz w życiu u spowiedzi, większość może zresztą całkiem niedawno. Wątpię jednak, by ktokolwiek spowiadał się naprawdę „właściwie” – to znaczy zgodnie ze zaktualizowaną właśnie listą „win”. Bo czy przepraszali kiedyś państwo za grzechy przeciwko ludności rdzennej? Albo też za grzechy wobec imigrantów? A za grzech używania doktryny katolickiej jak kamienia, którym można uderzyć drugiego? Jeżeli nie – to najwyższy czas się dokształcić. Witamy w katolicyzmie XXI w. Czytelnik wybaczy mi nieco zgryźliwy ton, są jednak takie wydarzenia kościelne, kiedy nic innego zdaje się nie opisywać adekwatnie rzeczywistości.
Wielki pokutny akt
Teraz mamy z tym właśnie do czynienia: papież Franciszek zaproponował całemu Kościołowi nową listę grzechów. Nawet więcej – nie tylko zaproponował, lecz także zmusił wielu czołowych kardynałów, biskupów i teologów świata, żeby bili się za te grzechy w piersi – i to nawet, jeżeli sami ich w ogóle nigdy nie popełnili.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.