Minister obrony narodowej uważa, że polski kontyngent mógłby pojechać na wschód Ukrainy w ramach misji NATO i w porozumieniu z sojusznikami.
– Pytanie, czy mamy do czynienia z odpowiedzią sojuszniczą. Jeśli sojusz uzgodni jakąś odpowiedź jako całość, to jesteśmy jego częścią i temu podlegamy. W efekcie będziemy brać w tym udział. Polska samodzielnie nie. Decyzja NATO musi być wspólnie wypracowana – powiedział.
Kosiniak-Kamszy odniósł się także do powtarzających się narzekań, ze strony ukraińskiej o niewystarczającej pomocy, jaką Polska przekazuje Kijowowi.
– Polska pomaga tyle, ile jest w stanie i pomogła w pierwszych dniach, kiedy inni nie byli do tej pomocy skorzy. Będę prezentował informacje na temat tej pomocy i jej zakresu – wskazał minister.
Plan Trumpa
Pytanie o ewentualną obecność polskich wojsk na Ukrainie stało się zasadne po ujawnieniu przez "The Wall Street Journal" koncepcji zakończenia wojny przez przyszłą administrację Donalda Trupa. Jeden ze scenariuszy zakłada, że Kijów zadeklaruje nieprzystępowanie do NATO przez co najmniej 20 lat. W zamian Stany Zjednoczone będą nadal dostarczać Ukrainie broń mającą odstraszyć przyszły rosyjski atak.
Zgodnie z tym planem linia frontu zostanie zamrożona, a obie strony zgodzą się na strefę zdemilitaryzowaną. Jednocześnie nie jest jeszcze jasne, kto będzie kontrolował to terytorium, ale jeden z doradców powiedział, że w siłach pokojowych nie znajdą się wojska amerykańskie.
– Możemy szkolić wojskowych i udzielać innego wsparcia, ale w pierwszej kolejności mają się tym zająć kraje Europy. Nie wysyłamy amerykańskich mężczyzn i kobiet, by zapewniali pokój w Ukrainie. I nie płacimy za to. Niech tym zajmą się Polacy, Niemcy, Anglicy i Francuzi – powiedział jeden z członków zespołu Trumpa.
Czytaj też:
Orban rozmawiał z Trumpem. "Mamy wielkie plany"Czytaj też:
"Starania już trwają". PiS ma plan wobec Trumpa