No i po inauguracji Donalda Johna Trumpa, znanego też jako Dobry Donald z Waszyngtonu. Amerykanie bawili się świetnie, importowani goście trochę mniej, bo uroczystości były przeznaczone dla swoich, a nie obcych. W związku z tym doszło do ciekawego zjawiska. Wszyscy, których nagabujemy o relacje z inauguracji, zamiast się przechwalać, zbywają nas krótkim: „Było fajnie”. Tak, wiemy. Eventy towarzyszące, spotkania networkingowe oraz shake handy. Czasem z jakimś kongresmenem, czasem senatorem. A prezydent tylko na ekranie. Życie jest ciężkie pod rządami Trumpa – nawet dla legalnych migrantów.
À propos inauguracji: sztab kandydata Karola Tadeusza Nawrockiego do ostatniej chwili zastanawiał się nad tym, czy wysłać do Waszyngtonu swojego obywatelskiego kandydata. Zdecydowano, że jednak nie, że nie ma co wystawiać piłeczki do ścięcia przeciwnikowi. Zwłaszcza że Karol Tadeusz ma nieco mniej fluent język lengłydż od Mateusza Morawieckiego. A nie chodziło przecież o to, żeby Morawiecki wypadł prezydencko, Nawrocki zaś – nie.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.