A ponieważ Leszek Czajkowski jest im solą w oku, rzekłbym od zawsze, jego twórczość kwitują, w zależności od humoru, albo niewybrednymi epitetami, albo wzgardliwym milczeniem. Czasem, acz z rzadka, ktoś go niechętnie nazwie bardem polskiej prawicy. Co ma to znaczyć, w gruncie rzeczy nie wiadomo, Czajkowski więc podpowiada w swojej „Wizytówce”:
Mówią o mnie czarna owca Wrogów mam pokaźną listę Łączę w sobie narodowca Oraz antykomunistę.
Horribile dictu! Ten antykomunizm można by, od biedy, jakoś zglajchszaltować, ale narodowiec to – jak ustalono na Czerskiej i Wiertniczej – Public Enemy Number One całej postępowej ludzkości. A ten jeszcze się odgraża!
Nie przemogli nas czerwoni, teraz czasy są łaskawsze Nam pisane Krzyża bronić Wczoraj, dzisiaj, jutro, zawsze.
Nagrał cieszące się dużym powodzeniem „Śpiewniki oszołoma” i „Pieśń kontrrewolucjonisty”.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.