Książka Jana Maciejewskiego „Nic to!”, opublikowana właśnie przez Wydawnictwo Literackie w Krakowie, jest pod wieloma względami lekturą zaskakującą. Wydawca reklamuje ją w okładkowej notce słowami: „Jan Maciejewski stawia odważną tezę, że wraz z rozbiorami daliśmy się zwieść jako naród kłamstwu romantycznemu”. Czytamy też: „Jego esej wytrąca z historycznych przyzwyczajeń, skłania do realistycznej maksymalnej weryfikacji, a dzięki temu do rozpoznania naszego miejsca w Wielkiej Historii na nowo”. Czytelnik wyobraża więc sobie, że czeka go lektura historyczna. W tej opinii utwierdzić może krótki biogram pisarza. Podkreśla on jego współpracę z think tankiem Strategy & Future oraz pełnioną w przeszłości funkcję redaktora naczelnego wydawanego przez Klub Jagielloński kwartalnika „Pressje”. Z notki dowiadujemy się również, że autor pochodzi z Krakowa.
„Nic to!” nie jest typowym esejem historycznym. Postaci historyczne swobodnie mieszają się w nim z bohaterami literackimi, debatując na równych prawach, pod okiem Hioba, Dionizosa i św. Tomasza. Jak podsumowuje swe dzieło sam autor: „Zacząłem tą książkę opowieścią o wariacie, Ignacym Ściborze Marchockim, i w »domu wariatów«, Szpitalu Przemienienia ją kończę”. W poprzednim akapicie czytelnik dowiedzieć się może: „Nie ma nic bardziej ludzkiego od wariowania. »Homo variatur est« – pisał w »Summa theologiae« Tomasz z Akwinu”. Dla pisarza, odnoszącego się do wariactwa z takim respektem, komplementem będzie zapewne nowina, że jego książka wydaje mi się wywodem całkowicie wariackim.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.