Dylemat słabości
  • Jerzy KarwelisAutor:Jerzy Karwelis

Dylemat słabości

Dodano: 
Flaga Polski
Flaga Polski Źródło: PAP / Leszek Szymański
Dekameronki II A może wcale nie jest tak źle? Mamy bowiem do czynienia z wojną mocarstw o nowe ułożenie się świata, ale wciąż nie jest to wojna tzw. kinetyczna.

Może dlatego właśnie trzeba brać chociażby tak niski pułap oczekiwań za dobrą monetę? Bo przy takim poziomie napięć strukturalnych wychodzi na to, że jakakolwiek zastępcza wojna już niewiele zmieni. Nawet jak się porobią jakieś lokalne konflikty na złość aspiracjom nowych i starych graczy, to i tak ten proces tasowania się dziejów jest niepowstrzymany. I chyba wiedzą o tym (mam nadzieję) mocarstwa wojujące, że istnieje duże niebezpieczeństwo wejścia w konflikt totalny, gdyż konflikty lokalne, przy tym geopolitycznym rozproszeniu interesów mocarstw, będą mogły łatwo przerodzić się w światową zawieruchę.

Jest więc ta świadomość jak… broń atomowa. Ta, będąc w rękach większych graczy i ewokująca grozę wzajemnej zagłady, staje się czynnikiem paradoksalnie gwarantującym pokój. A więc mocarstwa, da Bóg, będą się dogadywać. Napisałem: da Bóg, choć należy się cieszyć już tylko z braku perspektywy wojny kinetycznej. A to w sumie słaba pociecha, gdyż w związku z tym zobaczymy wszystkie inne wojny w jej zastępstwie. Handlową, gospodarczą, ideologiczną czy migracyjną. W sumie należy się cieszyć, bo – być może – przeżyjemy. A to duży luksus, gdyż historia pokazała nam już wielokrotnie, że jak się tasują te karty nowego światowego rozdania, to z tej talii zawsze wypadają blotki krajów mających geopolitycznego pecha, z nami włącznie. Teraz może tak nie być właśnie z powodu tego wzajemnego klinczu samozniszczenia.

Ale przywołane pojęcie geopolityki ma dwa człony. Geograficzny, czyli raczej deterministyczny, bo nie ma co z tą geografią zrobić (dodajmy – pod warunkiem niezmienności granic), i polityczny, z którym można zrobić wszystko. Wykorzystać nasze położenie lub stać się jego ofiarą. Na razie w kwestii politycznej idzie nam słabo, jesteśmy tu raczej elementem biernym. Bierzemy, co nam dają. A dają coraz mniej, gdyż jesteśmy tylko bezwolnym elementem czyichś decyzji i interesów. A taka postawa świadczy o tym, że nie wykształciliśmy przez 35 lat żadnej elity. I – patrząc na osoby, a także tematy obecnej kampanii prezydenckiej – chyba z tego impasu nie wyjdziemy.

Mamy więc dylemat cieszenia się z własnej podrzędności albo padnięcia jej ofiarą. Ale na tak podłą alternatywę sami ciężko zapracowaliśmy, nie budując własnej siły, raz to usypiani w konsumpcyjnej kołysance, raz to wzmagani plemiennymi bojami – w obu wypadkach suflowanymi przez nasze, pożal się Boże, samomianowane elity.


Zostań współwłaścicielem Do Rzeczy S.A.
Wolność słowa ma wartość – także giełdową!
Czas na inwestycję mija 31 maja – kup akcje już dziś.
Szczegóły: platforma.dminc.pl


Artykuł został opublikowany w 20/2025 wydaniu tygodnika Do Rzeczy.

Czytaj także