Według rozmaitych źródeł w Polsce mogą mieszkać dziś nawet 2 mln Ukraińców oraz co najmniej kilkaset tysięcy przybyszów z innych miejsc świata. Odnotowujemy radykalny wzrost liczby migrantów z krajów Azji Południowej i Afryki. Niedawno zakończył się ramadan, co po raz pierwszy tak wyraźnie widać było również na polskich ulicach – zdjęcia tłumów sprzed meczetów i innych islamskich domów modlitwy szybko zalały Internet, uświadamiając Polakom, że od dawna nie są w swoim kraju jedynymi mieszkańcami.
Debata na temat polityki państwa wobec migrantów legalnych, nielegalnych, nachodźców oraz uchodźców trwa – niemal każdy zdążył w tej sprawie zająć stanowisko, a politycy, jak to mają w zwyczaju, zdążyli już kilkukrotnie zmienić zdanie. Swoje standardy narzuca także Unia Europejska, a rząd Donalda Tuska przyjął zgrabną strategię nieuruchamiania zapisów paktu migracyjnego do momentu zakończenia kampanii wyborczej.
To nie będzie jednak tekst o tym, czy i których migrantów przyjmować. To tekst o tych, którzy już tu są, nawet jeśli wolelibyśmy, by byli u siebie.
Centra integracji czy kwaterunku?
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.