Jest pewnym paradoksem, że to za czasów Angeli Merkel, która stała się symbolem potęgi nowoczesnych Niemiec, doszło do niemal zupełnego rozbrojenia kraju nad Renem. To z jej inicjatywy doszło do największej obniżki wydatków na zbrojenia w powojennej historii i to za jej zgodą Bundeswehra została de facto rozbrojona. Dopiero pod koniec swej ostatniej kadencji Merkel zaczęła zwiększać finansowanie, a nawet mówić o powołaniu europejskiej armii.
Należy przyznać, że zrzucanie całej odpowiedzialności na Merkel byłoby nieuczciwe, gdyż kwestia armii i zbrojeń pozostawała po 1945 r. jednym z najbardziej kłopotliwych problemów narodu, który rozpętał piekło drugiej wojny światowej.
Po upadku Hitlera CDU i CSU poważnie się spierały, czy posiadanie armii przez niemieckie państwo jest w ogóle moralne, a dla obywateli problematyczne było nawet nieco bardziej ostentacyjne okazywanie patriotyzmu. Przez lata można było natrafić na manifestacje polityczne, gdzie nie znaleźlibyśmy jednej niemieckiej flagi, a służba wojskowa była traktowana jako coś co najmniej podejrzanego.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.