A skoro o Miłoszu, to Prendowska poznała go w połowie lat 60. zeszłego wieku na Uniwersytecie Kalifornijskim, gdzie przez rok pracowała na wydziale polonistyki, właśnie pod jego okiem. Była częstym gościem w jego domu, zaprzyjaźniając się i z poetą, i z jego pierwszą żoną, Janką. Tolerowała ona – jak czytamy – „dynamiczną naturę swego męża, który potrafił być tak zdecydowanie lojalny wobec wybrańców, jak wyniosły, wręcz wrogi w stosunku do komunistycznych dziennikarzy zza żelaznej kurtyny, którzy otrzymywali mandat na odwiedzenie osławionej slawistyki w Berkeley. Lata później byłam świadkiem gościnnego wykładu Miłosza na uniwersytecie w Yale. Gdy w długiej procesji po zakończeniu wykładu podszedł do niego Daniel Passent, Miłosz powiedział głośno i dobitnie: »A panu to ja ręki nie podam«”.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.
