Oficer armii cesarza Hirohito, zaszywszy się wiosną roku 1945 w górskiej dżungli filipińskiej wyspy Lubang, spędził tam… kolejne 29 lat, prowadząc niekończącą się partyzantkę w wojnie ze Stanami Zjednoczonymi, która toczyła się wyłącznie w jego wyobraźni. Historia porucznika Onody jest tak niezwykła, że dla człowieka Zachodu wręcz niezrozumiała. Choć znany niemiecki reżyser Werner Herzog poświęcił jej powieść „Zmierzchanie świata”. Tymczasem Japończycy uznali Onodę za wzór cnót, bo do końca pozostawał wierny rozkazom i gdy weteran powrócił w 1974 r. do ojczyzny, jedno ze stronnictw politycznych zaproponowało mu nawet start w wyborach parlamentarnych.
Ostatni oficer
Onoda Hirō, świeżo upieczony absolwent szkoły wywiadu w Nakano, zszedł na plażę Lubangu 1 stycznia 1945 r. Młodziutkiemu porucznikowi dowództwo nakazało zniszczenie lokalnego lotniska, tak aby nie mogło zostać wykorzystane przez Amerykanów po zajęciu przez nich wyspy. Wypełniwszy tę misję, miał sformować na bazie lokalnego garnizonu guerillę i na jej czele nękać nieprzyjaciela z dżungli, czekając na nadejście japońskiej kontrofensywy.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.
