Po ujawnieniu informacji o prywatnych spotkaniach marszałka Sejmu z Kaczyńskim, w obecności Bielana i Kamińskiego, a zwłaszcza po jego oświadczeniu, że był namawiany do udziału w zamachu stanu, mającym uniemożliwić objęcie urzędu wybranemu przez Polaków prezydentowi i zastąpić go kimś uległym wobec Tuska, to pytanie jest kluczowe
Wszelkie dociekania na ten temat zacząć trzeba od stwierdzenia, że Szymon Hołownia zaskoczył wszystkich, ale najbardziej chyba Donalda Tuska. Do niedawna nie wykazywał nie tylko jakichkolwiek talentów, ale nawet ambicji politycznych. Wygrawszy de facto wybory – bo tylko dzięki głosom zdobytym przez współtworzony przez niego, jak się okazało, efemeryczny byt nazwany Trzecią Drogą, możliwa stała się zmiana władzy po ośmiu latach dominacji PiS – zupełnie zignorował to, że te wybory dały mu kluczową w politycznej arytmetyce pozycję, i bezwolnie wykonywał polecenia Donalda Tuska, pozwalając mu się obciążyć współodpowiedzialnością za ekscesy „prawa, jak my je rozumiemy”, i niczego w zamian, poza parytetem stołków dla swej partii, nie zyskując. Cały czas wydawało się, że z polityki interesuje Hołownię tylko upajanie się własną celebrycką sławą prowadzącego „sejmflix” i to, że uwierzył, iż przełoży się ona na przyszły sukces w wyborach prezydenckich.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.

