Ekologia ma dziś twarz szalonego lewicowego radykalizmu. Kojarzy się z takimi zjawiskami, jak międzynarodowy ruch Ostatnie Pokolenie. To europejska sieć organizacji zrzeszających aktywistów, którzy twierdzą, że Ziemi grozi kataklizm wywołany skutkami globalnego ocieplenia. Ludzie ci zatem biją na alarm, ale nie ograniczają się bynajmniej do krzykliwej retoryki. Za słowami idą czyny, a konkretnie terroryzowanie społeczeństw takimi akcjami, jak blokowanie przemieszczania się pojazdów na ulicach miast czy akty wandalizmu w muzeach.
Działacze Ostatniego Pokolenia są przekonani, że człowiek jako gatunek jest ciemiężcą Ziemi. Niepohamowaną produkcją przemysłową doprowadził do tego, że planeta ledwo zipie i jest na skraju wyczerpania swoich zasobów naturalnych. Grozi jej więc katastrofa. Ale winowajca jest zarazem samobójcą. Zmiany klimatyczne jako rezultat globalnego ocieplenia niosą bowiem widmo zagłady człowieka.
Innym obliczem kojarzonego z ekologią obłąkanego lewicowego radykalizmu jest Front Wyzwolenia Zwierząt. To również ruch międzynarodowy. Jego działalność to m.in. wypuszczanie zwierząt z laboratoriów i ferm. Ma on na swoim koncie również akcje antyfutrzarskie polegające na niszczeniu cudzego mienia (w sklepach odzieżowych oblewanie futer farbą).
Proletariat zastępczy
W efekcie ekologia kojarzy się z lewicową czy wręcz lewacką ideologią. Rzecz w tym, że to wynika z pomieszania pojęć. Trzeba bowiem odróżnić ekologię od ekologizmu. Ekologia to nauka zajmująca się relacjami człowieka z jego otoczeniem naturalnym, a więc po prostu z przyrodą. Natomiast ekologizm stanowi ideologię. I faktycznie przymiotnik „lewacka” do niej pasuje, choć oddziałuje ona również na europejską mainstreamową prawicę bezobjawową, która ma swój udział w forsowaniu Zielonego Ładu.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.
