Oczywiście obie strony propagandowo zeznają, że był to wielki krok naprzód do zawarcia pokoju w Europie Wschodniej. Jeśli jednak nawet nastąpiło tzw. zbliżenie stanowisk – i tu przetłumaczę język dyplomacji na język normalnych Polaków: czyli Ukraina kupiła to, co sprzedał jej prezydent numer 45 i 47 w dziejach USA – to do finalnych rozstrzygnięć daleko.
Powtarzanie, że zostało uzgodnione 90-95 proc. tego, co zostało do uzgodnienie tylko potwierdza fakt, że najtrudniejsze kwestie nie zostały jeszcze rozwiązane. A przecież wiadomo, że po dialogu Waszyngtonu z Kijowem nastąpią rozmowy na linii Biały Dom – Kreml, a Rosjanie będą grać na czas. Dlaczego? Bo po prostu leży to w ich interesie. I to z trzech powodów.
Po pierwsze: idą naprzód militarnie, choć czytając większość polskich mediów ma się wrażenie, że to Ukraina nieustająco świętuje wojenne sukcesy. Po drugie: systematyczne niszczenie infrastruktury energetycznej Ukrainy – i to zimą! – jest dla morale ludności fatalne. Po trzecie: Moskwa gra na atomizację społeczną u naszego wschodniego sąsiada, zwłaszcza pod kątem zbliżających się wyborów prezydenckich i parlamentarnych. Niewątpliwie takiej atomizacji przedłużająca się wojna (prawie cztery lata) służy.
Trump potraktował Zełeńskiego z buta. Nie dość, że nie witał go na lotnisku żaden przedstawiciel strony amerykańskiej tylko ukraińscy dyplomaci, to na wspólnej konferencji prasowej prezydent USA wręcz bronił narracji Rosji i... punktował swojego gościa z Kijowa. Skądinąd aż tak pojechać po bandzie wobec bądź co bądź gościa potrafi tylko Donald J. Trump.
Cóż, forma jest wyrazem treści. Tego typu gesty pokazują stosunek USA do Ukrainy i osobiście prezydenta Stanów Zjednoczonych Ameryki do prezydenta Ukrainy, który zdaniem Białego Domu powinien po swojej pierwszej kadencji pójść na emeryturę. Zmierza to wszystko do zawarcia nie tyle chyba traktatu pokojowego, co może bardziej czegoś na kształt trwałego zawieszenia broni, co skądinąd dla Kijowa byłoby rozwiązaniem bardziej honorowym.
Rozmowy na Florydzie prowadzą do finału, w którym Rosja uzyska nie jedną piątą,tylko jedną czwartą terytorium Ukrainy i będzie to jeszcze dodatkowo zaakceptowane przez bardzo dużą część międzynarodowej opinii publicznej. To zły scenariusz dla Kijowa. I nie za bardzo widać przestrzeń na scenariusz lepszy.
Czytaj też:
Trump znów rozmawiał z Putinem przez telefon. Co ustalili?
Polecamy Państwu „DO RZECZY+”
Na naszych stałych Czytelników czekają: wydania tygodnika, miesięcznika, dodatkowe artykuły i nasze programy.
Zapraszamy do wypróbowania w promocji.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.
